Za nami pierwsza część konkursu. Jury od rana oceniało Wasze prace i wiemy do kogo trafi 10 smartfonów LG Q6. Byliście bardzo kreatywni. Niektóre pomysły odlotowe. Obserwacja biedronek mnie urzekła, a pościgi za burzami zaniepokoiły. Do rzeczy, oto zwycięska 10 w pierwszym etapie konkursu: Pan Pikuś, JarKen, mike278, Liliana, piter98, elizam, Dziadova, ziemowy, Mateusz i Ewelina. Gratuluję i zaczynamy drugą część zabawy – testy smartfona.

Pierwsze zadanie to unboxing. Stawiamy na nieszablonowość, więc przed Wami spore wyzwanie, bo rozpakowywanie robiono już na wiele sposobów. Drugie zadanie to stworzenie kursu fotografii mobilnej wykorzystując możliwości LG Q6 w formie minimum 3 minutowego filmu. Trzecie zadanie będzie największym wyzwaniem, biorąc pod uwagę aurę – pokazać końcówkę lata dzięki szerokokątnym zdjęciom LG Q6. Ostatnim wyzwaniem jest pokazanie możliwości ekranu LG Q6, oczywiście po stosownych testach.

Testy ruszą po dostarczeniu smartfonów. Prośba o wysłanie e-maila pod adres biuro(at)welldoneproduction.pl z namiarami do Was. Macie 14 dni, od momentu otrzymania telefonów na rozpoczęcie testów.

Pozostałym uczestnikom pierwszej części konkursu dziękuję za wzięcie udziału i proszę trzymajcie kciuki za testerów. Będą jeszcze inne konkursy na blogu więc szansa się powtórzy. Po prostu śledźcie nas.

Orange Finanse zajął 1 miejsce w rankingu Bankier.pl za najlepsze Konto Oszczędnościowe. I to wcale nie jest zaskoczenie. Dlaczego? Ponieważ Orange Finanse kolejny już miesiąc utrzymuje się na pozycji lidera wśród rachunków z wkładem do 10 000 zł.  Na koncie można zaoszczędzić rocznie 3,6 proc. Przepustką do osiągnięcia takiego zysku jest korzystanie z usług Orange Finanse, a dokładnie płatności kartą na kwotę min. 300 zł w miesiącu. Warto również podkreślić, że otwarcie i prowadzenie konta jest bezwarunkowo darmowe, a  konto posiada 24-miesięczną gwarancję braku opłat za: prowadzenie rachunku, kartę, wypłaty z bankomatów i przelewy, do tego rabat na usługi mobilne i konwergentne Orange Polska. Polecam, bo warto docenić bezpieczeństwo, wygodę i możliwości Orange Finanse.

Ciężko się wkręcić na obroty po powrocie z urlopu. Na szczęście temat dzisiejszego tekstu – nieco pieprzny 😉 przyszedł do mnie sam. Choć nie, w zasadzie podał mi go nieoceniony Twitter. Internet Rzeczy – znacie to, prawda? Bardzo nośne hasło, związane z tym problemy z bezpieczeństwem, itd. W ogóle żyjemy w świecie, gdy wszystko podłącza się do sieci. Pytanie, czy wszystko trzeba? Na przykład… wibrator?

Internet Rzeczy będzie wszędzie?

Wszystko jest dla ludzi, seks też, nie ma co się krygować. Nie widzę problemu (tzn. widzę, ale jestem w stanie to zrozumieć) w podłączaniu do internetu telewizora, lodówki, zegarków, czy opasek. Ryzyka bez cienia wątpliwości są – można nas podglądać kamerą w telewizorze, przy lukach w oprogramowaniu lodówki przedostać się np. do domowej sieci, sklonować opaskę/zegarek i dzięki temu np. odblokować nasz telefon. Wciąż jednak współistnienie tych urządzeń z siecią ma sens. W przypadku gadżetu będącego antybohaterem tego wpisu już niekoniecznie. Ba – fakt, iż ktoś może chcieć korzystać ze streamingu na żywo przez WiFi z zamontowanej w nim kamery sprawia, iż wątpię w słuszność teorii Darwina. Co więcej, poziom „zabezpieczeń” opisywanego urządzenia trąci jeszcze większym absurdem.

A co to jest bezpieczeństwo?

Konfiguracja wibratora o którym od wczoraj mówi bezpieczniacki internet to podręcznikowy przykład jak nie należy tego robić. Każdy z tych gadżetów do połączenia z aplikacją kreuje własny punkt dostępowy o niemożliwej do zmienienia nazwie, z domyślnym hasłem „88888888”. Dobrze, że przynajmniej hasło można zmienić, pytanie czy ktokolwiek ze zwykłych użytkowników wpada na takie pomysły? Co więcej, każdy kto uzyska dostęp do urządzenia, może dostać się do jego panelu administracyjnego i zalogować się, wpisując login „admin” i puste hasło…

Zagrożenia? Oj multum – od przejęcia treści z kamery i ośmieszania/szantażowania właścicieli, poprzez próby włamania się do urządzenia, sterującego wibratorem, skończywszy na przejęciu go i dołączenia do botnetu budowanego w oparciu o Internet Rzeczy, włącznie z podmianą oprogramowania urządzenia, że o przejęciu kontroli nad jego aktywnością nie wspomnę.

Podsumowanie? Tutaj akurat jest trywialne. Pewne rzeczy powinny na zawsze pozostać off-line. Czego – standardowo już – Państwu i sobie życzę 🙂

Grafika: Wikimedia Commons