Michał Rosiak
Są ludzie, którzy mawiają, że telewizja pada. Że w dzisiejszym świecie, już chyba świecie internetu 3.0, telewizja taka, jaką znam m.in. ja (starość nie radość ;) ) nie ma już racji bytu. Ja może jeszcze nie dawno przyznałbym im rację, ale po dłuższym czasie korzystania z naszego nowego dekodera Samsung ICU 100, dostępnego w pakiecie Orange Love i dwóch tygodniach oglądania z nowym telewizorem Samsung UE49KS7500... przeszło mi.
Podobno cytowanie siebie to siara, ale jakoś tak nie mogę się powstrzymać. 3D było pomyłką, ciekawostką zaledwie, w mojej opinii dlatego, że wymagało dodatkowego sprzętu + nie było w stanie zaangażować, bo przy zbyt długim oglądaniu treści stereoskopowych po prostu boli głowa. Generalnie – brak mu naturalności, czyli dokładnie tego, co jest kluczem treści w rozdzielczości 4K, znanej również jako Super UHD. Dokładnie tego, co nasze dekodery mają jako pierwsze :) i do obejrzenia czego przydaje się porządny telewizor. To, co przeczytacie dalej, nie będzie rzecz jasna pełnokrwistym testem – bardziej znam się na telefonach – a po prostu spojrzeniem zwykłego konsumenta na to, co daje nam nowa technologia w zakresie oglądania telewizji.
Zbierałem szczękę z podłogi
W ramach Orange Love oferujemy 49- i 55-calowe telewizory Samsung KU6400. Ja testowałem 49KS7500 ale patrząc na specyfikacje (nie miałem jeszcze okazji przetestować KU6400, wszystko przede mną :) ) mam wrażenie, że różnice rozpozna tylko pasjonat. Główna różnica w kwestii obrazu polega na tym, iż ekran KS7500 wykorzystuje technologię kropki kwantowej, efektem czego mają być lepsze i bardziej wyraziste kolory. Nie ukrywam, że obserwując materiały w natywnym 4K, jak choćby dostępny dla klientów Orange kanał Festival4K zbierałem szczękę z podłogi, by wygląda to naprawdę bajecznie, pytanie jednak, czy przesiadając się na model bez Quantum Dot będę czuć, że coś tracę? Nie wydaje mi się.
Mnie, nie „wideofilowi”, wystarcza już samo Super UHD, dające obraz tak naturalny, że można mieć wrażenie, iż za chwilę aktor przeskoczy przez to szkło i przybije nam piątkę. O ile w przypadku materiałów przyrodniczych, czy krajoznawczych, z pięknymi widokami, aż nie chce się odrywać wzroku, to w niektórych filmów wygląda to tak naturalnie, że aż nienaturalnie i można mieć wrażenie, że oglądamy sztukę teatralną. Podejrzewam, że to też jedna z przyczyn, dla której to Festival4K trafił do oferty telewizji Orange – oglądając koncert łatwiej przyzwyczaić się do tego, że obraz jest aż tak dokładny. Na odbiór treści z ekranu testowanego telewizora wpłynęło też to, iż (podobnie jak KU6400) praktycznie nie ma on ramek. Przy odpowiednim oświetleniu widzimy po prostu akcję „wiszącą” w powietrzu. Fajne to jest.
Wszystko włącza się samo
System operacyjny Tizen, któremu Samsung wiele lat temu – jak mawiał Stefan „Siara” Siarzewski – „zrobił kill him” świetnie sprawdza się w telewizorach. Uruchamiamy urządzenie, logujemy się do konta Samsung, wybieramy dostawcę telewizji (kablowej – albo światłowodowej ;) – również, po chwili jej logo pojawia się w menu, podobnie dostęp do najciekawszych kanałów (można zmienić po swojemu), dekoder – w sumie też Samsung – włącza się automatycznie po uruchomieniu telewizora, a kanały możemy zmieniać pilotem od TV. Do tego aplikacje na pulpicie z bezpośrednimi skrótami nie tylko do siebie, ale też do kontynuowania rozpoczętych odcinków, czy też podpowiedziami, co kolejnego warto obejrzeć. To wszystko jest przede wszystkim trywialnie proste, intuicyjne.
Dodajmy do tego jeszcze soundbar HW-K650 z subwooferem (jeśli nasz stary telewizor niestety ;) jeszcze się trzyma, jak mój prywatny, to takie urządzenie może go fajnie odświeżyć, a wręcz zreanimować), którego miałem okazję podłączyć pod testowany telewizor. Wtedy nie tylko koncerty w standardzie 4K, ale i coraz lepiej dostępne filmy z dobrym kodowaniem dźwięku powodują, że człowiek absolutnie nie ma ochoty się ruszyć sprzed telewizora. Więc jak to było, że co? Że telewizja pada? Jak dla mnie ona po prostu nieco się zmienia, ale nawet dwa tygodnie z odpowiednio dobrym telewizorem uczą, że oglądanie filmów i telewizji na urządzeniach mobilnych (nawet jeśli to laptopy) ani trochę nie umywa się do kinowej sesji na porządnym telewizorze.
Mediateka
Komentarze
Cieszmy się że mają chociaż czas wozić na takie zajęcia swoje pociechy, dzisiaj Polacy często pracują bardzo dużo, ale……raz, dwa razy w tygodniu wspólna aktywność z dzieckiem nie zaszkodzi 🙂
OdpowiedzUważasz, że aż „takie” programy potrzebne są, aby z dzieckiem pograć w piłkę??? Troszkę żenujące…
OdpowiedzEmitelek, niektórym trzeba pomóc. W małych miejscowościach okazało się właśnie, że potrzebny był impuls jakim są Kluby Sportowe Orange. Wtedy jest łatwiej. Znam rodziców, którzy sami dbają o ruch i to nie jest problem. Ale trenerzy KSO mówią nam, że wcześniej mieli tylko sekcję piłki nożnej, a teraz okazuje się, że mają dodatkowe dyscypliny. Bez wspracia trudniej jest tworzyć nowe rzeczy. A rodzice coraz bardziej angazuja się w działania Kubów.
Odpowiedzspoko tylko dlaczego orange chce zbic kapital kosztem dzieciaków?
Odpowiedzwole oddolne inicjatywy (bez sponsorow, panstwa itd) niz to co serwuje orange czy inna firma 😉
A w jaki sposób Orange zbija kapitał? Inwestując w kluby poprzez przekazanie sprzętu sportowego? Podarowane tablety?
Odpowiedz