W polskim portalu pogodowym temperatura dla Khorat w dniu meczu z Dania wynosila 23 stopni. Na boisku bylo 33. "Mała" nieścisłość, ale czyni sporą różnicę. A tych różnic z perspektywy Khorat czytając polską prasę widzę znacznie wiecej.
Mit nr 1. Czytam "Od nieoczekiwanych problemów rozpoczął się pobyt reprezentacji Polski w Tajlandii. W związku z kłopotami dotyczącymi tajskich wiz Polacy zostali zatrzymani na lotnisku. Jak informuje (przez uprzejmość nie napisze kto), Polacy po wylądowaniu w Bangkoku musieli wypełniać dodatkowe formularze wizowe, mimo że w ich paszportach znajdowały się wizy wydane przez ambasadę Tajlandii. Według relacji (...) niepotrzebne zamieszanie wywołali strażnicy graniczni."
Fakt nr 1. Nikt nie mial w paszporcie tajlandzkiej wizy. Wręcz wiele osób w ostatniej chwili robiło do wiz zdjęcia na Okęciu. A zdjęcia były robione w asyście co najmniej kilkunastu dziennikarzy. Na lotnisku w Bangkoku wszyscy wypełnili wnioski wizowe, przewodnik zebrał paszporty kadry i po 40-50 minutach oddał z wizami. Normalna formalność. Pamiętajmy, że jestesmy w Azji, nie w Niemczech, tu każda sprawa trwa troche dłużej - półtorej minuty na jednego członka kadry i osób towarzyszących to i tak niezły wynik.
Nr 2. "Podczas pierwszego oficjalnego treningu Franciszek Smuda miał problemy z komunikacją z piłkarzami (informuje ...). Tajscy organizatorzy zaczęli testować nagłośnienie stadionu. Robili to na tyle skutecznie, że Franciszka Smudy już nikt nie słyszał. To nie koniec, pojawił się kolejny kłopot. Tym razem z oświetleniem. Jupitery zaczęły przygasać, a nikt nie był wstanie znaleźć odpowiedzialnej za to osoby. Sytuacja była na tyle niekomfortowa, że piłkarze nie widzieli piłki. Po pewnym czasie wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Muzyka przycichła, a oświetlenie zaczęło działać."
Generalnie była muzyka i światła i .... ciesze się dobrym słuchem, bo z 40 metrów słyszałem Franciszka Smudę ( co więcej zawodnicy też go słyszeli). Ale jak opisujemy takie szczegóły to trzeba dodać też, że słychać było też czasem klakson obok stadionu i rozmowy Tajów na trybunach. Rzeczywiście "organizacyjny skandal". A piłki nie widzieli zawodnicy, ale ... Tajlandii, bo wtedy ich nie było na boisku. Natomiast każdy kto na boisku był, albo też siedział na trybunach widziałby piłkę nie tylko "do nogi", ale i do tenisa.
Nr 3. "O kolejnym organizatorskim "majstersztyku" przedstawiciele polskiej reprezentacji dowiedzieli się w miniony piątek. Otóż zostali oni poinformowani, że oficjalne rozpoczęcie turnieju zaplanowane jest na... poniedziałek. I nic, że w niedziele rozegrano pierwsze mecze." O terminie oficjalnego rozpoczęcia turnieju kadra wiedziała od początku przylotu. Wiedziały o tym zresztą też inne reprezentacje, władze miasta i zaproszeni goście oraz szefowie delegacji PZPN.
Nr 4. "Dużo gorzej wygląda sytuacja z gastronomią. Jeśli ktoś zastanawia się nad tym, dlaczego reprezentacje wożą ze sobą osobistego kucharza, to w Tajlandii można znaleźć odpowiedź. - Kuchnia w hotelu nie wygląda dramatycznie. Choć myślę, że europejczycy zamknęliby ją - mówi Tomasz Leśniak. Tomasz był z reprezentacją w tak dzikich krajach, jak m.in. Austria i Niemcy. A zabierany jest dlatego, że bez względu na kraj piłkarzy obowiązuje określona dieta, którą ktoś musi nadzorować, podobnie jak treningi trener i w Polsce juś od wielu lat doszliśmy do wniosku, że nikt tak nie dopilnuje posiłków jak rodzimy kucharz. A to, że w Polsce czy Niemczech zamknęliby taką kuchnie - oczywiście i z prostej przyczyny - bo tu kucharze nie mają książeczek Sanepidu. W Tajlandii nie ma takiego obowiązku.
To tylko drobne różnice. Ale skoro życie składa się z drobiazgów, to może warto o tym pamietać. Zwłaszcza w kontekście ostatniego meczu z Tajlandią, gdzie sędzia z Tanzanii też pokazał drobne różnice w postrzeganiu sytuacji na boisku, a jak było to akurat wszyscy widzieli.