Piątek różnił się od dwóch poprzednich dni. Wystarczy stwierdzić, że jako pierwszy na Orange Main Stage występował artysta, którego jeszcze rok czy dwa lata temu niewielu mogło sobie wyobrazić na festiwalu – Zbigniew Wodecki. Razem z Mitch & Mitch orkiestra zagrał materiał ze swojej pierwszej płyty, wydanej w 1976 roku. Wtedy nie zdobyła rozgłosu, teraz przypomniana płytą koncertową nagraną razem z Mitch & Mitch, robi furorę. Artystom udało się przyciągnąć tłumy jakich nie widziałem na żadnym koncercie o tej godzinie festiwalu. Atmosfera była iście piknikowa, natomiast muzyka udowadniała, że dobrze napisana piosenka obroni się sama.
LCD Soundsytem, jeden z dwóch headlinerów wczorajszego dnia również wyróżniali się na tle innych zespołów. Zagrali eklektyczne połączenie punka, rocka i muzyki elektronicznej, przy którym doskonale bawili się zarówno fani ostrego grania jak i elektroniki. Było Dance Yourself Clean, Daft Punk Is Playing at My House i Someone Great. Po LCD Soundsytem na Orange Main Stage pojawili się Panowie z Sigur Ros – islandzkiego zespołu znanego z pięknej intymnej muzyki. I właśnie tak było – delikatnie lecz rozmachem. W sumie trio zagrał 12 pięknych utworów, a wśród nich Sæglópur czy Glósóli. I choć idę o zakład, że niewielu rozumiało o czym śpiewa Jón Þór Birgisson, to i tak było to magiczne przeżycie.
Na Tent Stage i Alter Stage wystąpiło dwóch panów, którzy również nieco wyłamywali się z konwencji radosnego letniego festiwalu – Kortez i Kurt Vile. Obu panów można zaliczyć do kategorii singer-songwriter, czyli artystów którzy tworzą zarówno teksty, jak i muzykę swoich piosenek. Kurt Vile, bardziej doświadczony z nich był również swoistą maszyną czasu, która przetransportowała słuchaczy kilkadziesiąt lat wstecz do czasów gdy najwięksi amerykańscy bardowie – Neil Young czy Tom Petty byli u szczytu sławy. I chociaż nieco mu do dwóch wymienionych brakuje było warto posłuchać.
Dzisiaj ostatni dzień festiwalu to przede wszystkim koncert Pharrell Williamsa, autora przeboju Happy oraz Bastille. Będzie też ekipa bloga Orange, więc spodziewajcie się czegoś więcej ;-).