Samsung, Sony, HTC, Huawei i jeszcze parę innych firm – rynek telefonów komórkowych już od jakiegoś czasu jest tak nasycony, że wejście nań kolejnych mocnych graczy wydaje się być nierealne. Pete Lau i Carl Pei chyba o tym nie wiedzieli i dwa lata temu powołali do życia spółkę OnePlus. Jej jedyny do tej pory produkt, smartfon OnePlus One, niespodziewanie wzbudził olbrzymie zainteresowanie, w dużej części dzięki podzespołom i wydajności flagowca, połączonej z ceną smartfonu ze średniej półki.
Między innymi o tym, jakim cudem to się opłaca, rozmawiałem podczas polskiej premiery OnePlus One ze współtwórcą firmy, Carlem Pei.
PS: Nie lękajcie się - tekst o bezpieczeństwie też dziś będzie, po południu :)
Jesteście niewielkim chińskim startupem, który porwał się na rynek pełen wielkich, renomowanych graczy. Nie obawialiście się porażki?
W istocie rynek jest mocno nasycony, ale przez firmy, które myślą inaczej niż my. Oni chcą sprzedać słuchawki, sprzęt – dla nas telefon to tylko narzędzie, medium, docelowo skupiamy się na oprogramowaniu. Nie baliśmy się, bo widzimy rynek zupełnie inaczej. Nie wchodziliśmy do gry z wielkimi nadziejami, chcieliśmy sprzedać może kilkadziesiąt tysięcy telefonów i sami do tej pory jesteśmy oszołomieni szaleństwem, które się rozpętało!
Pewnie pomogła Wam w tym specyfika chińskiego rynku, gdzie topowi światowi gracze nie są aż tak popularni jak w innych częściach globu?
W pierwszym roku w Chinach zrobiliśmy 35 procent obrotu. W minionym ten odsetek spadł do 20 procent. Pudło (uśmiech).
Czyli co – nie będę przepłacać za budżety marketingowe korporacji, zaryzykuję i spróbuję czegoś nowego?
Kluczem musi być produkt, jeśli on nie zawiedzie, to ludzie będą mówić o nim dobrze i wieść poniesie się po świecie. Ludzie zarekomendują go przyjaciołom, media napiszą coś miłego. Poszczęściło nam się, że OnePlus One spodobał się nie tylko nam, ale też tym, którzy go kupili. To w połączeniu z naszym specyficznym podejściem do sprzedaży pozwala oszczędzić sporo na marketingu, bowiem klient, który chwilę poczeka na dobry, dopracowany telefon, który go usatysfakcjonuje, zareklamuje go swoim przyjaciołom.
Mam wrażenie, że ta odrobina manipulacji „telefony tylko na zaproszenia” paradoksalnie wam pomaga i jeszcze bardziej wiąże was z klientami, na których jesteście wyjątkowo otwarci.
W dzisiejszych czasach firmy muszą się uczyć „społecznościowości”, bezpośredniej i otwartej komunikacji z klientami. Kwestia zaproszeń to nie manipulacja – to sposób na kontrolę podaży i popytu, nie możemy sobie pozwolić na wiązanie naszego kapitału w postaci palet z telefonami w magazynach. Lepiej jest lekko reglamentować telefony, niż udostępnić je wszystkie na stronie, sprzedać w 3 sekundy i kazać czekać kilka miesięcy na następną dostawę. Jestem pewien, że nasza metoda jest przyjaźniejsza dla użytkowników, również dlatego, że sami jesteśmy młodzi – średnia wieku w naszej firmie to 26 lat! Dopiero szukamy bardziej doświadczonych specjalistów, którzy mogliby do nas dołączyć.
Pora na trudniejsze pytania. Dlaczego do Polski wchodzicie dopiero po roku od premiery telefonu?
Rok temu nasz zespół od marketingu liczył 5 osób. Ogólnoświatowe wdrożenie smartfonu przy takiej grupie było po prostu nierealne. Polska nie jest jedyna, zewsząd dochodzą do nas głosy: „Do nas wejdźcie!”, „My też chcemy!”, więc siłą rzeczy musieliśmy spriorytetyzować rynki. Jeśli bez doświadczenia porwalibyśmy się na cały świat, mogłoby się okazać, że nie jesteśmy w stanie sprostać wysokim oczekiwaniom rynku. W ubiegłym roku sprzedaliśmy zbyt dużo telefonów naraz, ludzie kontaktowali się z naszym wsparciem i niektórzy z nich musieli czekać nawet tydzień. Trzeba zbilansować działania związane z wchodzeniem na nowe rynki z rozwojem firmy, by coś takiego się nie powtórzyło.
W Polsce panuje przekonanie graniczące z pewnością, że dane z chińskich smartfonów niemal bezpośrednio trafiają na serwery tamtejszego wywiadu...
Rozumiemy dlaczego ludzie tak myślą, ale my nie mieszamy się w politykę i m.in. dlatego używamy wyłącznie serwerów Amazon Web Services, w Europie i USA. Aczkolwiek doszły mnie słuchy, że ponoć Amerykanie też podsłuchują (uśmiech). Poza tym jaka z nas chińska firma – pracują u nas ludzie z kilkunastu krajów, otwieramy biura w Europie, w przyszłym roku w USA. Uważamy się za firmę globalną.
Na stole leżą dwa smartfony o podobnej specyfikacji. Jeden kosztuje w Polsce ok. 3 tysięcy złotych. Drugi, OnePlus One, o połowę mniej. Jak to możliwe?
Oszczędzamy na marketingu i nie musimy płacić za dobre miejsce w sklepach, co przekłada się na 25-40% końcowej ceny produktu! A poza tym my nie chcemy zarabiać na telefonach...
Jak to?
Na telefonach mamy nie tracić. Docelowo nasz model biznesowy bliski jest temu z Amazona – telefon to jedynie środek dotarcia do naszego Oxygen OS i oprogramowania, które będzie oferować. Nad tym ostatnim pracujemy, zatrudniając nowych ludzi.
Mimo wszystko brakuje mi Waszego telefonu w salonach operatorów.
To prędzej, czy później, musi się zmienić. Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu ludzi chciałoby sprzęt dotknąć, sprawdzić, obejrzeć, a nie kupować kota w worku z internetu. Wszystko jest kwestią czasu i dojrzałości naszego zespołu.
Na OnePlus musieliśmy czekać pół roku, ale skoro już jesteście w Polsce i zbliża się premiera OnePlus Two...
...to Polacy będą go mogli kupić w tym samym czasie, co reszta Europy!