Być może to trywialne, ale w ostatnim czasie lubię przypatrywać się, w jaki sposób ubierają się trenerzy, selekcjonerzy podczas meczów. Wszakże i tak zawsze pamiętam, że „Nie szata zdobi człowieka”.
Wczoraj Franciszek Smuda nie założył garnituru. Wcześniej zakładał, bo jak przyznał, o wizerunek dbała żona selekcjonera. Analogiczną sytuację miał były selekcjoner Argentyny Diego Armando Maradona. "El Diego" podczas mistrzostw świata w RPA, powiedział do dziennikarzy, że na jego wizerunek strasznie nalegała córka, mówiąc wprost, że w dresie wygląda jak... Kloszard. Na wczorajszej pomeczowej konferencji, polski selekcjoner stwierdził, że ubrał się na „dresowo”, bo "na murawie było mokro", dodając, "nie wiem, czy one przynoszą szczęście, ale ja w takich ciuchach czuje się dobrze."
Z obserwacji trenera, wywnioskowałem, że z każdą ubiegającą minutą, było mu coraz cieplej. To akurat wcale mnie nie dziwi. Nerwowe sytuacje z pierwszych minut, a Franciszek Smuda tylko lekko odchylił kołnierz. Wreszcie, pierwsza strzelona bramka przez Polaków i trener rozpiął suwak od kurtki, ale znów tylko pod szyją. Mijała pierwsza połowa i pewnie z myślą, że za chwilę zdejmie ortalionową kurtkę w szatni, łapał już za suwak. A tu... pach! Bramka dla gości i chyba ten suwak został z nerwów odsunięty nieco wcześniej. Dziw, że nie wypadł. Druga odsłona była chyba mniej nerwowa dla selekcjonera, choć pod wpływem euforii kolejnych bramek jego podopiecznych, suwaczek od kurtki ortalionowej został rozpięty przed ostatnim gwizdkiem sędziego.
I tylko zapomniałem, czy Francois Zahoui miał ubraną czapkę do końca meczu w Poznaniu.