Przy okazji meczu polskiej reprezentacji w Korei (relacje na bloga sportowym tu, tu i tu, tu) miałem możliwość zapoznać się ze specyfiką koreańskiej telekomunikacji.
Większość europejskich telefonów niestety tam nie działa, ponieważ używają innych systemów WCDMA lub CDMA, więc mój iPhone stał się tylko iPodem i aparatem fotograficznym. Choć w sumie to i dobrze, bo roaming jest bardzo drogi (ponad 20 zł za 1 mega danych). Dlatego już na lotnisku operatorzy oferują nie tylko zakup, ale wypożyczenie odpowiednich komórek.
Generalnie wszyscy używają tutaj smartfonów, zarówno starzy, jak i młodzi, w garniturach i bluzach. Oczywiście rządzą tutejsze marki: Samsung i LG.
Najbardziej zszokował mnie fakt, że na ostatnim – 5 poziomie metra, nie tylko na stacji, ale również w trakcie jazdy, rozbrzmiewają dzwonki telefonów, a ludzie spokojnie rozmawiają i korzystają z internetu. Ponieważ podróż z jednego krańca miasta na drugi może trwać ponad godzinę, w metrze są też specjalne terminale, w których można doładować komórki.
Telefony kobiet bardzo się wyróżniają, koniecznie muszą mieć obudowę, najlepiej różową, albo z rysunkiem lub z … wystającymi zajęczymi uszami. Stąd duża ilość sklepików specjalizujących się tylko w tego typu asortymencie.
Mimo tego, że wszyscy mają komórki na ulicach i w hotelach dostępne są budki telefoniczne. O dziwo – tutaj króluje stary sznyt. Poczułem się jak w Polsce ;)
O salonach sprzedaży napiszę Wam więcej w piątek, bo to zupełnie inna historia.
Może macie ochotę podzielić się jakimś technologicznymi smaczkami z Waszych podróży?