Kiedy w trzeciej kolejce Arsenal poległ na Old Trafford 8:2, wydawało się, że to będzie kolejny nieudany sezon dla zespołu, który już od ośmiu lat nie zdobył żadnego trofeum. Gdy na początku lutego Kanonierzy rozbili 7:1 Blackburn, nadzieje kibiców odżyły. Zwłaszcza, że klub awansował do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Wtem przyszła kolejna klęska - 0:4 w Mediolanie. Trzy dni później Arsenal odpadł z Pucharu Anglii po porażce z Sunderlandem. Cały świat zagrzmiał, że nadszedł już czas Arsene’a Wengera. Nie po raz pierwszy pojawiły się głosy, że pod jego wodzą zespół już nigdy nie osiągnie znaczącego sukcesu. I właśnie wtedy, w najmniej spodziewanym momencie, stało się coś niebywałego.
Arsenal wygrał u siebie arcyważny mecz z Tottenhamem 5:2, rozprawił się z Liverpoolem i zagrał jeden z najpiękniejszych meczów w tym roku w Europie. W rewanżu z Milanem zobaczyliśmy wściekły pressing, błyskawiczną wymianę piłki, mądrze konstruowane akcje i niebywałą determinację w wykonaniu absolutnie każdego gracza Kanonierów. Zwycięstwo 3:0 dało awans Włochom, ale o grze Arsenalu, tym razem w samych superlatywach, znowu mówił cały świat. Po tym spotkaniu przyszły jeszcze zwycięstwa z Newcastle, Evertonem i Aston Villą. Wygrana w miniony weekend była już siódmą z kolei w lidze.
Aby było ciekawiej, od momentu gdy Harry Redknapp stał się głównym kandydatem na selekcjonera reprezentacji Anglii, Tottenham zaczął seryjnie tracić punkty. Do tego słaba forma Chelsea doprowadziła do zwolnienia Villasa-Boasa. Efekt? O mistrzostwo Anglii będą walczyć wyłącznie kluby z Manchesteru, ale na trzecim miejscu usadowił się Arsenal.
Krytycy stwierdzą, że Wenger może już z Arsenalem niczego nie wygrać. Że zawsze pod jego wodzą zespół będzie dryfował w okolicach podium, obijał się o fazę pucharową Champions League, karmił swoich fanów iluzją, że zalicza się do największych światowych potęg.
Zastanówmy się jednak, co w praktyce oznacza „potęga”. Gdy popatrzymy na najbardziej prestiżowe rozgrywki klubowe od momentu, gdy Wenger został trenerem Arsenalu, czyli od sezonu 1996/1997, w finale grało 15 drużyn. Od tego czasu zmiany na stanowisku trenera następowały w nich nieustannie: w Interze - 17, w Realu - 15, w Valencii i Milanie - 12, w Chelsea, Porto, Monaco i Bayerze - 11, w Bayernie, Borussii i Juventusie - 10, w Barcelonie - 8, w Liverpoolu - 5. Czy "potęgę" tworzy zatem permanentna rewolucja?
Tylko w Man Utd panuje nadal Alex Ferguson, i to nawet dłużej od Wengera, bo od 25 lat. Obaj udowadniają, że ciągłość pracy gwarantuje stałą obecność klubów na szczycie krajowych i europejskich rozgrywek. Francuz w ciągu 15 lat pracy z Arsenalem wywalczył 11 tytułów. Dla porównania Ferguson zdobył 37 trofeów, w tym dwukrotnie Puchar Mistrzów. Ale, ale… Uczynił to w odstępie 9 lat. To udowadnia, jak trudne jest zwycięstwo w tych rozgrywkach. Od 1997 roku tylko cztery kluby wygrały PM więcej niż raz: Barcelona i Real Madryt - po 3, a Milan i Man Utd - po 2.
Pamiętajmy jednak, jak potężne sumy wydaje się w tych klubach na transfery. Tymczasem Wenger słynie z kupowania piłkarzy za niewielkie kwoty, często nieznanych jeszcze szeroko w Europie, jak Patrick Vieira czy Robin van Persie. To on nie bał się stawiać na młokosów: Cesca Fabregasa, Theo Walcotta czy Wojtka Szczęsnego. Potrafił kupić Nicolasa Anelkę za 500 tysięcy funtów z PSG, by sprzedać go dwa lata później Realowi Madryt za 23,5 miliona (!) funtów. Dodajmy, że w czasie jego pracy Arsenal zbudował nowy stadion za 430 milionów funtów, przez co klub musiał ograniczać wydatki na transfery. Wenger jako jeden z nielicznych potrafi zachować zdrowy rozsądek w obliczu gigantycznych kwot, którymi szastają największe europejskie potęgi. Potrafi wypracowywać zysk na transferach, nie gwarantuje astronomicznych kwot kontraktów swoim zawodnikom. Dlatego oceniając jego pracę powinniśmy się zastanowić, czy sukces to zastrzyk gigantycznych środków, życie na kredyt, masowe transfery, błyskawiczne wyniki, czy raczej długofalowa praca z dala od długów, umiejętne wyszukiwanie i prowadzenie talentów i ciągłe utrzymywanie się w ścisłej europejskiej czołówce.