Odpowiedzialny biznes

Pisz sam – startujemy

Krzysztof Swidrak Krzysztof Swidrak
13 lipca 2012
Pisz sam – startujemy

f492c74e50b6ae2aae1bb274f6a6f6cb497

 

Lubię spełniać obietnice, więc skoro obiecałem, że dziś zaczynamy, to zaczynamy. Na początek również obiecana „Instrukcja obsługi”:

po pierwsze: ma być świetna zabawa;

po drugie: pisząc nikogo nie obrażamy i nie używamy wulgaryzmów;

po trzecie: żeby wszystko szło sprawnie, swoje wersje ciągu dalszego przysyłacie na moją skrzynkę: krzysztof.swidrak2@orange.com, a ja będę je sklejał w całość;

po czwarte: nowe wątki  naszej wspólnej opowieści będą pojawiały się na blogu pod koniec tygodnia;

Wszystko jasne? No to do dzieła. Macie nieograniczną możliwość rozbudowania tej opowieści. W każdym kierunku, czasie i przestrzeni. Możecie z nią w zasadzie zrobić wszystko. Z niecierpliwością czekam na pierwsze propozycje ciągu dalszego.

Poniżej obiecany "zaczyn," czyli pierwszy odcinek:

UFO przyleciało! - krzyczał „Brzdąc” w krótkich gaciach biegając po głównym placu Dzierżawinu. Ufo, Ufo, powtarzało echo. Wierzyć, nie wierzyć, wyjść zobaczyć można – pomyślał „Piegowaty”. Zamknął drzwi mieszkania. Wychodząc z klatki zderzył się z biegnącym „Brzdącem”. Uderzenie może mocne nie było, ale obaj się zachwiali. Patrząc na obu dziwne, że nic więcej się nie stało. „Gdyby Dąb Bartek umiał chodzić, to można by go pomylić z „Brzdącem” - tak opisano go kiedyś w lokalnej gazecie. „Piegowaty” różnił się tylko kolorem włosów.

- Ty, ale z tym UFO, to ty na poważnie, czy znowu miałeś wizję – rzucił w stronę „Brzdąca” „Piegowaty”. Zapytał na wszelki wypadek, ponieważ kilka tygodni temu „Brzdąc” był w stolicy. Z daleka zobaczył wielką pomarańczową kulę. Po godzinie świat podziwiał z pomarańczowego balonu Orange. A gdy wrócił do Dierżawinu, w jego opowieściach balon urósł do rozmiarów sterowca Zeppelin, a panorama stolicy dość elastycznie zmieniła się w zależności od audytorium, które go słuchało.

- A jaki dziś dzień? – zapytał „Brzdąc”.

- Środa – odparł lekko zdziwiony „Piegowaty”.

- No to na poważnie – odparł „Brzdąc”.

- Gdzie?

- Tam.

„Piegowaty” miał wrażenie, że jego kumpel odpowiadając słowa dobiera prawdopodobnie losowo. Niezrażony pytał dalej.

- Ale to Ufo, to gdzie?

- Na plaży.

Plaża pobliskiej rzeki Domiążka, była centrum miejscowego życia towarzyskiego. Tu splatały się losy i rozplątywały języki. I tak „Brzdąc” z „Piegowatym” poszli zobaczyć UFO i tym sam pisać nowy rozdział w historii Dierżawinu. Do plaży było ok. kilometra. Nawet nie spodziewali się, że droga na plażę zajmie im cały tydzień.


Odpowiedzialny biznes

Są Czesi, są Słowacy, a gdzie są Polacy?

Bartosz Nowakowski Bartosz Nowakowski
13 lipca 2012
Są Czesi, są Słowacy, a gdzie są Polacy?

Jadą szosą długą i krętą. W Polsce i we Francji w tym samym czasie. U nas małe (tygodniowe) Tour de Pologne z dość dużą, dobrze rozbuchaną reklamą. Nad Loarą i Sekwaną wielkie ściganie w Tour de France, do którego reklamy nie trzeba. W całym kolarskim rodeo nadchodzi nowa fala kolarstwa i to kolarze sąsiadujących z nami krajów zaczynają wieść prym. Nasi dalej pedałują w miejscu.

"Przecież to nie jest rower statyczny. To nie siłownia. To szosa, to plener" - chce się krzyczeć do naszych polskich kolarzy. Ktoś powie, "Przecież widać naszych na TdP. Rundy w Jeleniej Górze - Polacy aktywni. Rundy w Cieszynie, tym polskim i czeskim - kolejny raz nasi aktywni". I cóż z tego? Etapowych zwycięstw brak, a tak wyglądająca "aktywność" ciągnie się latami. O końcowym zwycięstwie nie piszę, bo szkoda dokładać kolejnych zdań.

Zatrzymajmy się jeszcze przez moment przy wczorajszym Cieszynie. Z ust komentatora słyszałem chyba "dziesięciu" Polaków na ostatnich metrach, w wąskich cieszyńskich uliczkach. Wszyscy pretendenci do zwycięstwa. "Będzie polskie zwycięstwo! Wreszcie! Nareszcie! Czekamy tyle lat!" Ile? - Zadaję pytanie. Za chwilę będziemy liczyć w dekadach. A skoro meta w czeskim Cieszynie to pokazał się i wygrał Czech, Zdenek Stybar. Czekamy dalej. I poczekamy.

W "Wielkiej Pętli" w pierwszym tygodniu furorę zrobił Peter Sagan. Słowak jest wielkim objawieniem peletonu. W zeszłorocznym roku wygrał Tour de Pologne i głośno mówi się o nim w perspektywie nadchodzących Igrzysk Olimpijskich. Dodatkowo swoją klasę pokazuje w Alpach, gdzie ile może, pomaga swojemu liderowi w odniesieniu końcowego sukcesu.

Marne to pocieszenie, kiedy porównuje się polską sytuacje do francuskiego kolarstwa. Fakt, Francuzi też w swoim wielkim wyścigu nie mają swoich kolarzy. Dopiero teraz nadchodzi młodzież. Tylko, czy zawsze musimy oglądać się na kogoś?

Pozostało jeszcze do końca kilka etapów. Nie, nie jestem jasnowidzem, ale zrelacjonuję przebieg tych odcinków. Polacy będą aktywni, będą zabierać się w ucieczki, które likwidowane zostaną na kilkaset metrów przed metą. Żaden Polak nie wygra i podtrzymuję to zdanie również w tym roku. I tak do końca wyścigu. Broń Boże nie zniechęcam do podziwiania pięknych krajobrazów Polski. Wcześniej zawsze można włączyć tę transmisję z Francji i posłuchać komentatorów o pięknych zameczkach.

PS. W tekście nie wspominałem o Michale Kwiatkowskim. Nie chcę zapeszać.


Odpowiedzialny biznes

Petabajty do 231 krajów

Wojtek Jabczyński Wojtek Jabczyński
13 lipca 2012
Petabajty do 231 krajów

Z cyklu telekomunikacyjnym ciekawostek podsumowujących EURO 2012 i działań Orange Polska, jako partnera technologicznego tym razem jedna, ale za to duża liczba. Podczas turnieju przesłaliśmy przez naszą sieć ok. 4 PB (Petabajtów) danych, co możemy porównać do 892 405 płyt DVD o pojemności 4,7 GB. Dzięki temu sygnał telewizyjny z Międzynarodowego Centrum Nadawczego trafiał później do 231 krajów na całym świecie, w których kibice śledzili mecze. Przypomnę, że podczas transmisji nie było nawet najmniejszej przerwy, co oznacza, że nasze zadanie wypełniliśmy w 100 proc.

416d3662cd3d04d662d163c89358874090f

Scroll to Top