Poczułem, jak to jest być Brazylią. Jak to jest walczyć w każdym kolejnym meczu, wygrywać, czasami ostatkiem sił, przeżywać, cieszyć się, wierzyć w ostateczne zwycięstwo, by wreszcie ponieść klęskę. Wczoraj zasnąłem, drugiego półfinału nie widziałem. Z samego rana zerknąłem na wynik, chwilę po tym sprawdziłem, kto bronił karne w zespole Holandii. Cillessen. Tym razem van Gaal nie zrobił zabójczej zmiany. Kilka sekund później pomyślałem, jak wściekły musi być Cristiano Ronaldo. Jego największy rywal, Lionel Messi, może zostać mistrzem świata.
Tyle tylko, że Niemcy są natchnieni, są irracjonalnie doskonali. Zabili Brazylię, znieśli ją z powierzchni ziemi, sami do końca nie wiedząc, jak to się stało. Uciszyli miliony, które żyły we śnie. Miliony niesione pomocą sędziów, wiedzione niebiosami, które spychały piłkę na poprzeczkę, obłąkane zwycięstwami wymęczonymi, wreszcie - omotane ograniem Kolumbii. W końcu przyszedł czas porażki. Ja musiałem zasnąć, a miliony Brazylijczyków musiały się obudzić. Niemcy cieszą się grą, a jednocześnie niszczą rywala. Bawią się z nim, by znokautować. Mają w sobie solidność i artyzm. Mają moc, by roznieść każdego, mają moc, by powstrzymać Messiego.
Obojętnie, kto wygra, mam jedynie nadzieję na spektakl, a nie na walkę bokserską. Co mi z tego, że po ostatnim gwizdku David Luiz przytula płaczącego Jamesa Rodrigueza jak syna, skoro wcześniej obie drużyny kopią się niemiłosiernie, a sędzia nie wyciąga kartek, bo ma takie zalecenia. Co mi z tego, że czasami ktoś kogoś podniesie, przebije piątkę, wybiję piłkę w aut, bo rywal leży, skoro 99% czasu trzeba faulować, by przetrwać. Co z tego, że Krul podkreśla w wywiadach, że nie obrażał rywali przed karnymi, skoro i tak starał się ich wyprowadzić z równowagi, jakby nie mógł poklepać po plecach i życzyć powodzenia.
Na wszystkie wydarzenia, gdzieś w cieniu, gdzieś z boku, spogląda człowiek, który nie prowadził dotąd żadnej reprezentacji, a i tak może się czuć tak, jakby jego zespół po raz drugi z rzędu zagrał w finale. Kiedy Hiszpania święciła triumfy, trenerem Barcelony był Josep Guardiola. Kiedy triumfują Niemcy, Guardiola prowadzi Bayern Monachium. Przypadek?