W komentarzu pod moim ostatnim wpisem Neo przytoczył opinię Mariusza Kolonko o tym, jakoby Facebooka należało traktować jako: „największą sieć szpiegowska świata...”. Abstrahując od subiektywnego zdania na temat jej autora – jak podchodzicie do kwestii bezpieczeństwa informacji, które przesyłacie przez internet?
Szaleństwo rozpętane wokół rewelacji Edwarda Snowdena już powoli przycicha, można więc, nie poddając się zbytnio emocjom, zastanowić się nad tym, co dzieje się w sieci z naszym wirtualnym „ja”. Daleki jednak jestem od wcielania się w Jerry’ego Fletchera (świetna rola Mela Gibson w „Teorii Spisku” Richarda Donnera). Bo z jednej strony nie jest fajnie, kiedy mamy świadomość, że ktoś nas podsłuchuje. Z drugiej strony jednak, widziałem kiedyś bodaj na jakimś filmie młodą atrakcyjną kobietę, która w domu, w bloku, zwykła chodzić topless, a na uwagę: „Nie wstydzisz się, że ktoś Cię tak zobaczy?”, odpowiadała: „Niech się wstydzi ten, kto widzi!”.
Pomysł na ten wpis wpadł mi do głowy przy przeglądaniu Antyweba, gdy wpadłem na tekst Grzegorza Ułana o komunikatorze Wickr. Najpierw odezwał się we mnie freak: „Fajne, instaluję!”; potem bezpieczniak: „Zaraz zaraz, a co tak naprawdę dzieje się z tymi danymi?”; a na koniec doszedł do głosu rozsądek, mówiąc: „Przecież ja tego w ogóle nie potrzebuję!”. Mocne hasła – to jak najbardziej, informacje które nimi zabezpieczam bywają czasami nawet bardzo delikatnej natury – ale zwykła komunikacja przez maila, czy komunikatory?
Jeśli korzystamy ze środków cyfrowej komunikacji do przesyłania danych strategicznych dla firmy, niezależnie od jej wielkości, wtedy takie rozwiązanie na pewno się przyda, aczkolwiek jeśli mamy do czynienia z dużą korporacją, na pewno lepiej bym się czuł, wdrażając dedykowaną usługę, np. bazującą na Centrum Certyfikacji Signet, akredytowanym przez WebTrust, czyli zaufanym w skali światowej. W naszym przypadku rozwiązanie pod nazwą Bezpieczna Poczta pozwala na szyfrowanie wysyłanych maili, korzystamy też z rozwiązań ograniczających otwieranie, przesyłanie dalej, czy drukowanie wiadomości, bądź dokumentów. Co jednak, jeśli nie mamy planów, nie do końca zgodnych z kodeksem karnym? Co – poza poczuciem niesmaku – grozi mi, jeśli ktoś będzie miał wgląd do przesyłanych przeze mnie danych? Jeśli już naprawdę muszę przekazać komuś coś ważnego, mogę do niego zadzwonić albo – wiem, że to takie oldschoolowe, ale zaręczam, że to bardzo ciekawa forma – po prostu się spotkać. Jeśli mamy w sobie pierwiastek „Fletcheryzmu” i obawiamy się, że ktoś wyszarpie nam po drodze pendrive’a z danymi, można go przecież zaszyfrować.
A Wy? Jakie jest Wasze podejście?