Czy nam w ogóle należy się awans do Brazylii. Czy drużyna, która remisuje z Mołdawią, daje sobie strzelić bramkę San Marino i nie potrafi u siebie pokonać żadnego nawet średnika w meczach o punkty jest naszą nadzieją? Cz po dwóch latach Fornalika wierzymy w jego myśl szkoleniową, jego wybory i w jego zespół?
Wierzę bo jestem kibicem, wierzę bo jestem Polakiem, wierzę bo kiedyś musi się udać, bo sport jest nieprzewidywalny, wierzę bo zawsze należy wierzyć. Takie słysze zdania u tej zdecydowanej mniejszości, która wierzy. Nie słyszę za to wiary w naszą obronę, linię pomocy, w talent Lewandowskiego, który może w końcu błyśnie też w Reprezentacji, w zgranie drużyny, w jej siłę, w wyższość myśli taktycznej trenera.
Nie widzę więc realnej wiary w Reprezentację, ale w jakieś "czary" , magiczne siły, które nam pomogą, albo niezwykłe zbiegi okoliczności. W jednej gazecie czytam, że to dobrze, że nie będzie Polskich kibiców w Charkowie, że "to może być nasz atut", a w drugiej, że będzie w Londynie 18 tysięcy kibiców z Polski i to, że "gramy u siebie" pomoże naszym. Według magicznej koncepcji pomaga nam zarówno brak naszych kibiców, jak i ich nadmiar.
Kolejna magia ma rodowód historyczny. W Charkowie mają być ponoć czarnoczerwone flagi UPA i w ten sposób ma to zmotywawać dodatkowo "rozmiłowanych w historii" białoczerwonych, którzy tak się wkurzą, że ograją co najmniej pięć do zera Ukraińców. Szkopuł w tym, że czarno-czerwony to w polityce kolory zdecydowanie bardziej kojarzone z anarchistami i jak w tą stronę pójdą nasi Reprezentanci, to zapanuje na boisku całkowita anarchia i to nam wrzucą piątkę do siatki.
Czytam też, że jesteśmy od Ukraińców silniejsi "bo wiemy o co gramy". Piękne i jak "prawdziwe" zdanie - bo pewnie Ukraińcy nie wiedzą o co grają, a my oczywiście im nie powiemy i ich tak przechytrzymy, że wygramy.
Pomińmy jednak sensację i magię i stek ewidentnych bzdur. Kibiców, jak magnes ten mecz i tak przyciągnie i tak będziemy wierzyć z pierwszym gwizdkiem, a jak będzie dalej rozstrzygnie tych 22 gości na boisku.