Długo broniłem się przed treściami w jakości 4K, jak zresztą sporo osób (tych rzeczowych i merytorycznych), których wypowiedzi czytam w sieci. Powód? Co za dużo to niezdrowo, Full HD mi wystarcza, a reklamówki już nawet na ekranach telefonów 1440p robią wrażenie niesamowicie sztucznych. Przełamałem się – jakże by inaczej – kiedy filmy w rozdzielczości Ultra HD trafiły do biblioteki Orange Polska, na razie jeszcze w ofercie testowej.

By zapoznać się z ofertą 4K musimy spełnić dwa warunki: łącze internetowe o szybkości przynajmniej 80 Mbps (z tym akurat nie mam problemu, szczęśliwie mój blok jest w zasięgu Orange światłowodu) oraz telewizor UHD Samsung (trwają prace nad aplikacjami na urządzenia innych producentów). Z drugim warunkiem było nieco gorzej, ale dzięki uprzejmości producenta miałem okazję korzystać przez dwa tygodnie z 55-calowego zakrzywionego modelu UE55JS8500. Czas od otwarcia olbrzymiego skądinąd pudła z telewizorem do uruchomienia go to zaledwie kilka minut. Do ponad 20-kilogramowego olbrzyma przykręcamy dwie stopki wyglądające na dość wątłe, jednak zaprojektowane tak sprytnie, by rozkładać ciężar telewizora, zaś pod urządzeniem stawiamy skrzyneczkę One Connect Mini (wielkości 1/4 dekodera TV), do której podłączamy kable antenowe (oczywiście jeśli chcemy, możemy podłączyć je bezpośrednio do telewizora). A potem włączamy i… opada szczęka.
Tak idealnego obrazu u mnie w domu do tej pory nie widziałem
Nie jestem specjalistą od telewizorów, więc nie będę Was zarzucał liczbami na których się nie znam. Wiem jedno – tak idealnego obrazu u mnie w domu do tej pory nie widziałem i już przy wstępnej konfiguracji wiedziałem, że to jest dobry sprzęt do testowania 4K. Chwilami wręcz nienaturalna jasność, świetna czerń, kolory przypominające nieco charakterystyczne dla telefonów Koreańczyków AMOLEDy, jednak w przeciwieństwie do nich – naturalne. Fakt wyraźnego zagięcia ekranu przestaje przeszkadzać, gdy usiądziemy na wprost urządzenia, bo po prostu przestajemy być tego świadomi. Ponoć ekrany telewizorów wyginane są po to, by nasz mózg odbierał obraz… naturalniej, bowiem brzegi dużego ekranu są wtedy równie blisko jak jego środek. Jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało, gdy zacznie się film, faktycznie nie mamy wrażenia, jakby z ekranem było coś nie tak.
Jeśli natomiast chodzi o same filmy, to – no cóż, trzeba się przyzwyczaić. Przejście na 4K (czyli 3840×2160, wbrew pozorom nie dwu, ale czterokrotnie więcej, niż w przypadku Full HD) to skok porównywalny do przejścia z telewizji czarno-białej na kolorową. Moja żona wręcz stwierdziła, że nie jest w stanie ich oglądać, bo są zbyt… naturalne, do tego stopnia, że mamy wrażenie, iż akcja dzieje się za cienką szybą, a nie była wcześniej kręcona kamerą, a teraz jest strumieniowana z internetu. Faktycznie jedno z moich pierwszych wrażeń, czemu zresztą dałem wyraz na Twitterze, było takie, że oglądam… Teatr Telewizji. Kiedy zdarza mi się kręcić filmy wideo na blog.orange.pl wizażystka musi mi za każdym razem poświęcić sporo czasu, tłumacząc, że „Full HD nie wybacza”. Pozostaje tylko współczuć tym, które „make-up’ują” grających w UHD. Z jednej strony oczywiście mamy pełną naturalność, z drugiej jednak – czegokolwiek nie zrobią specjalistki, wszystkie niedoskonałości wyglądu i każdy por na zbliżeniu twarzy takiego np. Wagnera Moury będzie bardzo dokładnie widoczny. Świetnie – przynajmniej w przypadku telewizora, na którym testowałem aplikację Orange Polska – jest nawet w przypadku dobrych treści Full HD, które mimo, iż są programowo up-scale’owane do UHD, wydają się być wyraźnie atrakcyjniejsze, niż na odbiornikach z obrazem o rozdzielczości 1080p.
Pierwsze zetknięcie z treściami 4K wywołało we mnie zmianę o 180 stopni i ze sceptyka stałem się piewcą tej technologii. Że obraz jest naturalny do granic absurdu? No jest, ale przecież siebie w domach i na ulicach też nie oglądamy w 480p :), a czemu nie korzystać z nowoczesnych rozwiązań, skoro… można? Tym bardziej, że telewizory obsługujące treści UHD systematycznie tanieją i sam liczę, że gdy mój obecny model się zepsuje, TV 4K będzie w moim zasięgu finansowym. Wśród moich znajomych coraz bardziej modne staje się lansowanie „niemaniem” telewizora, a ja wtedy każdego z nich poprawiam, twierdząc, że chodzi mu chyba o niekorzystanie z telewizji jako usługi. Do nowoczesnego odbiornika zamiast anteny wystarczy podłączyć kabel domowej sieci i dzięki możliwości zainstalowania różnych aplikacji (czy po prostu dysku USB lub pendrive’a) korzystać z tej treści, która nas interesuje, a nie tej, którą usiłują nas nakarmić. Choćby z filmów w jakości 4K, których wybór z miesiąca na miesiąc powinien rosnąć.


