
… dobre kino. O takim mówię w kolejnym odcinku „Na co do kina”. Proponuję Wam kilka filmów do obejrzenia w Środy z Orange. Korzystajcie z tej możliwości, bo drugi bilet na seans klienci Orange dostają w prezencie. Do wyboru macie m.in. film fantasy („Osobliwy dom Pani Peregrine”), sensację („Doktor Strange”), bajkę („Bociany”) i western („Siedmiu wspaniałych”). Recenzję tego ostatniego filmu przygotował dla Was Pan Szyszka, za co bardzo dziękuję. (recenzja poniżej)
„Klasyczny western w wydaniu spaghetti. Tak w jednym zdaniu można by opisać Siedmiu wspaniałych. W 1960 roku, kiedy wszystko wskazywało na to, że najbardziej amerykański z gatunków filmowych wkrótce umrze, a jeszcze nikt nie spodziewał się, że Włosi przejmą pałeczkę i będą kontynuować maraton, John Sturges nakręcił Siedmiu wspaniałych. Film nie dał jednak rady zapobiec nieuchronnej śmierci klasycznych westernów. Kiedy więc dowiedziałem się, że powstaje remake, nie byłem zdziwiony, gdyż od paru lat Hollywood zajmuje się niemal wyłącznie odgrzewaniem kotletów. No to poszedłem do kina. Zwykle pusta sala tym razem okazała się w połowie zapełniona, co trochę podniosło mnie na duchu, bo nawet gdyby film okazał się niewypałem to miło mieć świadomość, że ludzie ciągle chcą oglądać westerny. Fuqua zrobił kawał dobrego kina, dość wiernie oddając oryginał, lecz zmieniając nieco jego formę. Nowych Siedmiu wspaniałych to jak już napisałem remake klasycznego westernu w wydaniu spaghetti. Nadal mamy jasny podział na dobrych i złych, ale ci dobrzy nie są już tak krystalicznie czyści. Dochodzi wiele elementów typowych dla włoskiej odmiany gatunku, ważna rolę w całej historii odgrywa zemsta, w tytułowej siódemce znajdują się też Murzyn i Azjata, co w klasycznym westernie byłoby nie do pomyślenia, a całość okraszona jest mnóstwem wybuchów i widowiskowych strzelanin, co warto podkreślić, dynamit i CKM to dwa atrybuty, po które chętnie sięgali twórcy spagwestów. Każdy z obsadzonych tu aktorów (no może prawie każdy) dobrze odegrał swoją rolę, lecz nie są to kreacje na miarę Eastwooda, Lee Van Cleefa czy Bronsona. Ot, dobra robota, nic więcej, ale przecież nie zawsze muszą rodzić się kultowe postacie i może nawet lepiej, bo utwierdza to w przekonaniu, że Sturges i jego siedmiu w 1960 roku wspięli się na sam szczyt i nikt im nie dorówna. I o ile aktorsko nowych Siedmiu prezentuje się co najwyżej dobrze, to już sięgnięcie po włoskie wzorce mnie ucieszyło, gdyż w klasycznym wydaniu film nie miałby już racji bytu. Jasne i proste podziały, a także przesyt romantycznych i patetycznych akcentów nie znajdują już dziś nabywców. Jedno co mnie rozczarowało w Siedmiu wspaniałych to brak charakterystycznego motywu muzycznego, bo nie liczę przewijającej się co jakiś czas trzy sekundowej, meksykańsko brzmiącej wstawki, która zasługiwała na rozwinięcie do rozmiarów pewnego utworu, a tak zostawiła tylko niedosyt. Inne elementy składowe tego filmu zasługują na miano solidnej roboty, dając przyzwoitą całość i pewność, że warto poświęcić im dwie godziny. A jeśli ktoś nie zna westernów, a chciałby zacząć z nimi przygodę, to obraz Fuqua jest do tego świetną okazją tworząc pomost ze współczesnego amerykańskiego kina rozrywkowego do klasyków gatunku.”
Oprócz wyjścia do kina podczas jesiennych wieczorów warto także odpalić tablet, smartfon czy komputer i na kanapie pod kocem obejrzeć film na VOD Orange TV. A wybór jest szeroki.
Obiecałam konkurs, w którym można wygrać gadżety Środy z Orange oraz dwa podwójne wouchery do kina. Napiszcie jak i dlaczego warto korzystać ze światłowodu podczas oglądania filmów w domu. Konkurs rozwiążę do końca tygodnia.