Są filmy, zaliczające się do kategorii „feel good movie”, które zapewnią nam dobry nastrój, a często będą też optymistyczną lekcją życiową. Jednym z nich jest „Sokół z masłem orzechowym” – komediodramat, który sprawia, że uwierzymy w ludzi i w to, że marzenia się spełniają. Uśmiech na długo nie będzie nam schodził z twarzy. U niektórych pewnie zakręci się łezka w oku, czy poczują takie ciepło, gdzieś w środku – w okolicach serca.
Oryginalność jest w cenie
Ale zanim dojdziemy do tego – zacznijmy od tytułu (jest to dosłowne tłumaczenie, a nie sprawka wybujałej wyobraźni osoby robiącej przekład). Dziwny jest, to fakt. Może przez to niektórzy o nim nie słyszeli, czy nie zapamiętali go lub pominęli świadomie, zniechęceni nazwą. Dla mnie im oryginalniejszy tytuł, tym wiem, że twórcy starają się pokazać w ten sposób, że nie będzie to typowe kino. Idziemy w stronę kina niezależnego, offowego, w którym można pozwolić sobie na trochę większe artystyczne szaleństwo. Takie tytuły fascynują (choć czasem bywają też zasadzką…) i zwiastują coś nowego. Warto zaryzykować i sprawdzić.
O „Sokole z masłem orzechowym” słyszałam, jak ponad rok temu był grany w kinach. Przeszedł bez większego echa, choć opinie krytyków, jak i tych widzów, którym udało się go obejrzeć, były bardzo pozytywne. Nie zdążyłam jednak załapać się na seans na dużym ekranie. Za to uwielbiam kanały filmowe (mam ich sporo do wyboru), bo wiem, że takie perełki mi nie przepadną i mogę sobie je nagrywać, czy oglądać w dogodnym czasie. Dlatego śledząc program telewizyjny upolowałam „Sokoła”. Dumna wołam do męża, że znalazłam ciekawy film na wieczór. W pierwszej chwili był zadowolony, ale jak zapytał o tytuł i usłyszał moją odpowiedź… skrzywił się i nie był już chętny. Zmienił zdanie, gdy opowiedziałam mu o czym ma być film. I bardzo mu się podobał. Nie tylko jemu. Dlatego nie warto oceniać książki po okładce, a tytuł niech Was zaintryguje, treść zresztą też.
Odlotowa lekcja tolerancji
Jest to historia o młodym chłopaku z Zespołem Downa, który porzucony przez rodzinę, mieszka w ośrodku opieki i marzy, by zostać… zapaśnikiem. Będąc w zamkniętej placówce, stale pilnowany, bez możliwości realizowania swoich planów Zack, bo tak mu na imię, postanawia uciec. Celem obranej trasy ma być legendarna szkoła wrestlingu. Po drodze, w dość nietypowych okolicznościach, poznaje drobnego złodzieja - Tylera, który ucieka przez prześladującymi go wierzycielami. Panowie razem udają się w podróż, tworząc dość nietypowy, z każdym dniem coraz bardziej zgrany duet. Nawzajem uczą się, trenują wspólnie (Sokół ma być pseudonimem niepełnosprawnego sportowca), poznają także co znaczą słowa przyjaźń, wolność, wytrwałość. Po piętach depczą jednak im groźni przestępcy, a także urocza, choć zdeterminowana do ściągnięcia z powrotem Zacka, opiekunka Eleanor (Dakota Johnson). Będzie to droga pełna przygód i kino drogi pełne emocji.
Najlepiej w filmie, który sprawnie zrobili debiutanci Tyler Nilson i Michael Swartz (obaj odpowiedzialni za scenariusz i reżyserię), wypadł Zack (Zack Gottsagen). Mamy wrażenie, że on nie gra, jest po prostu sobą, pokazując osoby chore w codziennym życiu i łamiąc stereotypy, z jakimi się spotkają. Taka mądra, filmowa lekcja tolerancji. Pełna humoru, ciepła, egzotycznych krajobrazów i prawdziwej męskiej przyjaźni. Tyler, grany przez Shie LaBeouf („Transformers”, „Nimfomanka”) jest tu tylko towarzyszem Zacka i wypada przy nim słabo. Tak samo Dakota Johanson („Pięćdziesiąt twarzy Greya”, „Suspiria”) – córka aktorki Melanie Griffit – jest sympatyczną dziewczyną z sąsiedztwa, ale nie ona wzbudza nasz zachwyt czy podziw.
Zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych
Ostatnio pisałam o zimowych serialach ze śniegiem, dla tych którzy marzą o mrozach i białym puchu i wywróżyłam Wam go. A jeśli macie już jednak dość zimy i pragniecie lata, zieleni, plaży oraz szumu fal – to tu to znajdziecie. Gorące klimaty okolic Florydy i ciepłą, pokrzepiającą opowieść. Jeśli szukacie czegoś innego niż typowe hollywoodzkie hity, a wszystkie głośne tytuły macie już obejrzane, i zastanawiacie są co jeszcze zobaczyć, to warto sięgnąć po taką nieoczywistą propozycję (dostępną na HBO i HBO GO w pakietach Orange Love). Może sami nie zwrócilibyście na nią uwagi, ale przekonacie się, że będzie to pozytywne zaskoczenie. Nieszablonowy film, spokojny i refleksyjny, a jednocześnie lekki oraz zabawny, taki słodko-słono-gorzki i smakowity, jak masło orzechowe.
Komentarze
Kolejna dawka dobrego kina za nami. Może kiedyś będą takie piękne dni, takie piękne dni kiedy ja i Orange TV, zasiądziemy razem wygodnie i obejrzymy seriale i filmy ?
Odpowiedz