Dziś pora na opowiedzenie o serialu, który polecam Wam z całego serca, który pokochałam ogromną filmową miłością. Czy to jest serial idealny? Nie, ale czegoś takiego, jak „Znaki” – z pewnością jeszcze nie widzieliście. To jest ten typ, że albo się go pokocha i przepadnie w nim bez reszty, albo się nie zrozumie i nie polubi. Ciekawa jestem, którą opcję wybierzecie.
Armia interpretatorów
W ostatnich latach tworzy się w Polsce coraz lepsze seriale, będące na poziomie światowych produkcji. Jakbym miała wymienić top trzy - najlepsze tytuły minionej dekady – byłaby to: „Wataha” – wciągająca i oryginalna historia strażników granicznych, skrywająca tajemnice bieszczadzkich lasów, „Kruk” – z genialną sceną otwarcia i klimatycznymi mrokami Podlasia, no i moje „Znaki”. Dlaczego właśnie one? Bo to serial, przy którym widzowie nie mogą usiąść sobie wygodnie na kanapie i oglądać, a potem o nim zapomnieć. Tu trzeba zagłębić się w historię naszego kraju, dolnośląskiego regionu, sięgnąć do dawnych legend, wierzeń, do czasów wojennych. Oglądać, czytać, szukać, powracać, tłumaczyć, być czujnym i wyłapywać każdy szczegół. Należy też natężyć wszystkie zmysły, bo twórcy będą próbowali dać nam wskazówki w różny sposób, nawet… alfabetem Morse’a. Nie słyszałam też o innym serialu, którego widzowie aż tak analizują na forach i grupach na Facebooku (powstał też fandom) każdy odcinek. Dzielą się oni swoimi spostrzeżeniami, a na końcu – jak to mawiał Sokrates - wiedzą, że nic nie widzą. I chcą więcej!
Jeśli słyszeliście ostatnio o rzekomo najbardziej zaskakującym serialu Netflixa – hicie „Co kryją jej oczy”, to uwierzcie, że to przy „Znakach” jest on tylko grzeczną i spokojną bajeczką. Oglądając serial, z Górami Sowimi w tle – nieraz otworzycie oczy i usta ze zdumienia, a zakończenie każdego sezonu będzie czymś, czego naprawdę się nie spodziewacie. Wybaczcie określenie, ale to jest totalny mindfuck. Do tego niepowtarzalny klimat i niebanalny pomysł. Niektórzy porównują, pod kątem stylistyki, polską produkcję do „Twin Peaks” czy „Dark”, ale jednocześnie podkreślają jej oryginalność. Miłośnicy skandynawskich kryminałów też nie powinni być zawiedzeni.
Niedawno zobaczyłam, jak jeden z głównych bohaterów „Znaków” – Rafał Cieszyński (wcielający się tam w postać księdza po przejściach) – wrzucił na swoim profilu w mediach społecznościowych zdjęcie, mogące sugerować, że powstają odcinki do trzeciego sezonu. Mógł to być też żart, zmyłka, jak przy innych działaniach twórców tego kryminału. Ale w sieci zawrzało. Fani zaczęli snuć domysły, czy i kiedy powstanie kontynuacja. Wszyscy czekają z niecierpliwością. Dlatego jeśli jeszcze nie widzieliście pierwszego, ani drugiego sezonu tego serialu – czas nadrobić zaległości, by w każdej chwili być gotowym na trójkę. Tym bardziej, że Netflix w ostatnim czasie wzbogacił się o liczne polskie seriale kryminalne i powstaje wiele rankingów, gdzie wyróżnione są najciekawsze. Nie mogło zabraknąć tam „Znaków”. Mogły one wcześniej przemknąć bez echa, jako kolejny rodzimy dreszczowiec, thriller w odcinkach, ale to jednak coś innego, wartego uwagi.
Kadry z serialu/materiały prasowe AXN
Zagadka znakami utkana
Historia rozpoczyna się niepozornie. Mała, nieistniejąca wieś (a wiadomo, im mniejsza wieś – tym większe sekrety) – Sowie Doły, gdzieś na Śląsku, otoczona prawdziwymi Sowimi Górami i intrygującymi krajobrazami. Jest sielsko i... diabelsko. Po latach od zabicia młodej kobiety, gdzie mordercy ani motywu do dziś nie poznano, ginie w podobnych okolicznościach kolejna dziewczyna. Sugeruje to seryjność wydarzeń, powrót zabójcy lub jego naśladowcy. Tylko czemu po tak długim okresie? Co wspólnego mają te dwa zabójstwa? Kim jest trzecia ofiara, która też ginie niebawem, ale w zupełnie inny sposób?
Na miejsce, by rozwikłać sprawę, przybywa śledczy z większego miasta - komisarz Trela (Andrzej Konopka), wraz z nastoletnią córką Niną. Ich przyjazd wygląda jak ucieczka od dawnego miejsca zamieszkania, w którym wydarzyło się coś złego. Dziewczyna zaprzyjaźnia się z córką lokalnego burmistrza, która wprowadza ją w niebezpieczny świat pokus, i której ojciec-polityk prowadzi nieczyste biznesy. Poznajemy też okoliczną społeczność – cały wachlarz dziwnych i barwnych postaci, gdzie każdy z nich ma swoje tajemnice, grzechy; coś ukrywa, coś ma na sumieniu. Co wydarzyło się przed laty w tej niewielkiej, sennej miejscowości i co naprawdę dzieje się tam teraz? Niemą obserwatorką wydarzeń jest Dorotka - upośledzona młoda dziewczyna, mieszkanka pobliskiego przytułku – prowadzonego przez osobliwego Jonasza – bogobojnego znachora, filantropa, a może szaleńca.
Po przekroczeniu granicy Sowich Dołów wciągnie Was ta historia. Gęsty, mroczny klimat, piękne plenery, poszukiwanie prawdy i normalności w ukrytej między łąkami i górami wsi. A im dalej w las, mam na myśli drugi sezon, to dochodzi nam coraz więcej postaci, odniesień historycznych, mistycznych, a nawet paranormalnych wątków. Do rozwiązania zagadki, i to niejednej, potrzebujemy znaków. To one będą naszym drogowskazem, zbliżają nas do postaci i ich twórców. A oni widzów nieraz wyprowadzą w pole, ale wciąż zostawiają tropy. I to jest najciekawszą stroną tego serialu, czego nie znalazłam nigdzie indziej. Dostajemy intrygującą historię, która nas trochę przeraża, trochę fascynuje, ale nie mamy nic podane na tacy. Jak wiele zrozumiemy i wyniesiemy z tej zagadki zależy tylko od tego, jak bacznymi będziemy słuchaczami i obserwatorami. Jak bogatą mamy wyobraźnię i czy zechcemy sami zagłębiać wiedzę, poza ekranem. Trochę tak jak z nauką czy studiami – chodząc tylko na zajęcia – zrozumie się ogół, ale sięgając do innych źródeł, można więcej odkryć. W serialu np. pojawiają się bohaterowie, którzy niekiedy mogą nawiązywać do prawdziwych lub legendarnych osób. Jeśli zagłębimy się w temat poznamy niezwykłe fakty, będziemy mogli szerzej spojrzeć na cały serial. Sami twórcy przyznali się, że zostawiali widzom na ekranie ukryte znaki, szyfry, przekazy, że wysyłali sygnały Morsem, że liczył się każdy detal.
Podróż szlakiem zbrodni
Oglądam więc jeszcze raz i zwracam uwagę na napisy na ścianie, na nazwiska osób, co robią, jedzą, w co się ubierają, dostrzegam dopiero np. portret w rogu kadru, które może mi podpowiedzieć, kim byli przodkowie danej postaci. Widzę wisielca, ale zaraz zaraz, tam w tle między drzewami ktoś się chowa… Jak mogło mi to umknąć? Słyszę nieznane mi określenie – szukam w internecie, w książkach. Dowiaduje się o legendzie o Liczyrzepie, o dawnych zabobonach i lękach, zagłębiam się w historię tego, co mogło skrywać się w powojennych sztolniach, kim byli tzw. Strażnicy. Poznaję liczne motywy, jakich nie znajdziemy w podręcznikach. Czuję się, jakbym przeniosła się w inny wymiar, jakbym słuchała opowieści dawnych mieszkańców tych ziem. Część z tych wspomnień może być prawdziwych, część fikcyjnych. Potem wchodzę na forum i czytam interpretacje – jedne z nich mnie śmieszą, inne wzbudzają podziw nad czyjąś spostrzegawczością. Zbitki kilku wersji, domysłów razem zaczynają tworzyć pewną sensowną całość. Dorzucam swoje uwagi. Aż w końcu chcę wiedzieć więcej, chcę zobaczyć te piękne przestrzenie, chcę zejść pod ziemię…
I tak serial zainspirował mnie do wycieczki na Dolny Śląsk, do odwiedzenia Kompleksu Rise, do zobaczenia Muchołapki (dziwnego kamiennego kręgu, gdzie do dziś nawet nie ma jednej oficjalnej teorii – do czego miał służyć; Amerykanie zrobili o tym reportaż, jako o miejscu, które miało być… lądowiskiem dla UFO). Jadę do dawnej kopalni melafiru, czy do nad zalew Świerki – widoki jak z księżycowej krainy. A jak tam dotrzeć nie powie mi Google Maps, a pani z okolicznego sklepu spożywczego. Takie małego, jak w dawnych filmach. Szukam więcej miejsc, gdzie były kręcone sceny, odkrywam nowe zakątki, chłonę ten klimat, tę aurę tajemniczości, słucham opowieści mieszkańców. I czuję, jak wiele „Znaki” mi dały, jak serial stał się inspiracją, jak nastawił mój zmysł Sherlocka Holmesa - dedukcję na największe obroty. Poznaję po raz pierwszy Śląsk – pokazany tutaj w równie mroczny, choć jakże w inny sposób, niż w książce Joanny Bator, czy jej ekranizacji – „Ciemno, prawie noc”. Chcę więcej.
Muchołapka - zdjęcie z mojej wycieczki
Czuję, że za bardzo rozkręciłam się i rozpisałam o tym serialu, który do dziś wzbudza we mnie ogrom emocji i sentymentu. Dodam jeszcze tylko pokrótce, że jest on bardzo dobrze zagrany, z imponującą ścieżką dźwiękową, która podkreśla nastrój niepokoju i tajemniczości. Uprzedzam tylko - nie jest to serial historyczny, oparty na faktach. Nie jest to też produkt do biernego oglądania, ani taki, który na koniec wyjaśni wszystkie aspekty czy zawiłości. Nic z tych rzeczy. Każde zakończenie to szok, niedowierzanie i nowa, otwarta furtka dla twórców, którzy coraz bardziej się rozkręcają. A „Znaki” sztormują nasz umysł, zmuszają do stopowania obrazu, do powracania do niego wielokrotnie, do wsiąknięcia w ten świat, dyskusji z innymi i wymiany spostrzeżeń. Ale jeśli wczujecie się, to przepadliście. Będziecie szukać rozwiązań i tworzyć swoje teorie.
Nie wiem, co wydarzy się w kolejnej serii i czy ona nie popsuje niesamowitego odbioru (tak jak stało się to np. w przypadku serialu „Belfer” i nieudanej kontynuacji). Ja jednak nie mogę doczekać się na trzeci sezon i cieszę się jak dziecko na samą myśl o nim, czując już dreszcz podniecenia.
"Znaki" można było oglądać najpierw na kanale AXN (jest to też jego produkcji), na którym zawsze mamy duży wybór filmów kryminalnych, science-fiction, thrillerów czy kina akcji. Jest on dostępny w opcji Orange Love z telewizją. Obecnie oba sezony serialu znajdują się na Netflixie, który nabędziemy jako rozszerzenie pakietów telewizyjnych w Orange. Warto.
Komentarze
Pani Beatko kolejna super zapowiedź mega fajnego filmowego weekendu.
Odpowiedz