
Przez ostatnie tygodnie przez moje ręce przewinęło się sporo gadżetów, w tym przynajmniej jeden z nich – hmmm – nieoczywisty. I tak jak moje opinie w różnych odcinkach na temat różnych gadżetów bywają mieszane, tak każdy z tych chętnie zatrzymałbym dla siebie. Pewnie skończy się tym, że po jeden z nich sięgnę do portfela, bowiem jest nową edycją urządzenia, którego używam od lat… Dobra, dość wstępów i tajemnic!
Jabra Panacast 20 – profesjonalna telekonferencja w kieszeni plecaka

Wróciliście już do pracy w biurze? My po trochu już tak, ja akurat bardzo się z tego cieszę. Praca w trybie hybrydowym ma jednak pewne specyficzne wymagania. Wśród nich albo noszenie całego zestawu komputerowych bambetli ze sobą, albo – cóż, posiadanie dwóch zestawów. Nie lubię używać na telekonferencjach kamery z laptopa, a noszenie takiego czegoś nie ma absolutnie sensu. Dlatego opadła mi szczęka, gdy w moje ręce trafiła Jabra Panacast 20. Śledząca ofia… użytkownika ? kamera w jakości 4K, mniejsza od standardowej myszy (a w ładnym, sztywnym materiałowym etui nieco większa). Wrzucasz do plecaka i cały świat staje się Twoim biurem.
Podłączenie? Chwila moment, można to zrobić gdy zaczyna się spotkanie. Wyciągamy kamerę z etui, odchylamy mocną, szeroką „nóżkę”, opierającą się z tyłu o monitor, podpinamy dołączony kabel do kamery i komputera, a gdy zauważymy się ekranie – dostosowujemy ustawienie. Tyle. Prościej się nie da.
Jakość jest świetna. Mikrofon wyłapuje wszystko, co mówimy, a kamera, gdy tylko zmienimy pozycję, przechodzi na szerszy plan. Potem czeka, aż się zatrzymamy, by ponownie zzoomować (do 117 stopni, nie przesadzajmy z uciekaniem). Można też przełączyć się na tryb Picture-In-Picture, który prezentuje rozmówcom szeroki plan, zaś w roku – zbliżenie na naszą twarz.
Do tego HDR i sztuczna inteligencja dopasująca obraz m.in. do jakości oświetlenia i mamy przenośną kamerę kompletną. Żal oddawać.
Samsung AX9000 – Smażenie placków już mi niestraszne!

Ten test to był totalny spontan. Na moją pocztę wpadła notka prasowa od Samsunga o nowej serii oczyszczaczy, więc pomyślałem – czemu nie? Akurat na dworzu było jeszcze dość chłodno, okna w domu otwieraliśmy, no i akurat wstawiłem Samsung AX9000 do 100-metrowego mieszkania przy niewiele mniejszej deklarowanej maksymalnej powierzchni, którą czyści urządzenie.
Czyszczenie czyszczeniem, ale jakie to jest WIELKIE! Przeszło metr w pionie, masa 15 kg – kawał sprzętu, ciężko umieścić go dyskretnie w rogu pokoju, czy przy ścianie w przedpokoju. Na godzinę potrafi oczyścić do 773 m3 powietrza. Dzięki szeregowi filtrów potrafi usunąć do 99,9 gazów i szkodliwych mikrocząsteczek (do poziomu PM1) oraz do 99,7 wirusów i alergenów. Brzmi świetnie.
A jak działa? Mnie przede wszystkim AX9000 otworzył oczy. O ile przy zamkniętych oknach czystość powietrza w domu była dobra, po 5 minutach wymiany powietrza poziom PM1, 2.5 i 10 zmieniał się na „średni”. Problemu oczywiście nie było, oczyszczacz przełączał się automatycznie na szybsze obroty i sytuacja szybko wracała do normy. Gorzej, gdy przeniosłem go do kuchni i zaczęliśmy smażyć placki…
Zanieczyszczenia gazowe błyskawicznie wzrosły na „średnie”, ale poziom pyłu zawieszonego… no w szoku byłem. Wszystkie trzy kategorie przekroczyły 999 ug/m3, tylko dlatego, że wyświetlacz urządzenia mieści trzy cyfry. Biorąc pod uwagę jak długo zajęło niektórym z nich zejście na 998 stawiam, że poziom pyłów przekroczył 2000 ug/m3! Przy rozpędzonym „na maksa” oczyszczaczu doprowadzenie powietrza do porządku zajęło ok. półtorej godziny.
Dlatego prędzej czy później kupię sobie taki sprzęt. Może nie tak drogi i wielki, bo będę trzymał go przede wszystkim w kuchni. Sporym komfortem była możliwość sterowania nim i obserwowania odczytów przy użyciu mobilnej aplikacji, z jeszcze bardziej naturalną integracją w przypadku telefonów Samsung.
Coś czuję, że z czasem nie tylko ja będę chciał wyposażyć się w taki gadżet. Okazał się zaskakująco przydatny.
PS: Tak, „te” gazy też wykrywa. Jestem mężczyzną, mam nastoletnich synów – musieliśmy to sprawdzić 🙂
Huawei Watch GT3 – (r)Ewolucja najlepszego smartwatcha

Na początek mały disclaimer. Jestem wielkim fanem serii zegarków Huawei Watch GTx. Goszczą na moim nadgarstku od pierwszej edycji i czuję, że będą gościć do końca. Czy to powoduje, że moja recenzja będzie stronnicza? Nie sądzę. One po prostu wyróżniają się różnymi cechami spośród konkurencyjnych urządzeń, co w efekcie czyni z nich czołowe z tego typu gadżetów dostępnych na rynku.
Przejście z GT2 na GT3 przynosi tyle zmian, że bez ryzyka można je nazwać rewolucją. Na pierwszy rzut oka oba sprzęty wyglądają podobnie, ale z bliska widać, że w GT 3 jeden z przycisków zastąpiła obrotowa koronka. Służy do zwiększania/zmniejszania elementów menu (samo menu przybrało postać mozaiki okrągłych ikon; trzeba się doń przyzwyczaić, jednak po miesiącu testów takie rozwiązanie wydaje się bardziej intuicyjne), przesuwania ekranu lub regulacji głośności audio. W tym ostatnim aspekcie z poziomu głównego widżetu zegarek obsługuje zarówno wgraną nań muzykę, jak i grającą w danym momencie aplikację w telefonie. Super sprawa.
Przede wszystkim zaś GT3 dostał potężnego kopa wydajnościowego. Dedykowany system operacyjny został zmieniony na Huaweiowy HarmonyOS. Wpływ jest kosmiczny. Nie wyobrażam sobie, by zegarek mógł działać jeszcze płynniej. Na baterii działa nieco krócej niż poprzednik, ale 10 dni to wciąż wynik bijący na głowę całą smartwatchową konkurencję. GT3 zyskał bardzo rozbudowane (może nawet pokonujące będące przez lata wyznacznikiem Garminy) opcje treningowe/potreningowe dla biegania i kolarstwa oraz sporo innych dyscyplin, które może ustawić w ramach ćwiczeń, włącznie z asystentem treningu. Nie ma niestety prowadzenia dziecięcego wózka, więc długi spacer z synem wciąż nie pokazuje mi żadnych zmian na zegarku, gdy ręka pozostaje w bezruchu.
No i tarcze… Już poprzednik miał ich spory wybór, ale tym razem mamy do czynienia z w pełni rozbudowanym sklepem. Spora część tarcz jest płatna, ale możemy znaleźć mnóstwo świetnych darmowych i… interaktywnych. Tak! Jeśli np. na zegarku widzimy poziom tętna, stukając weń, przeniesiemy się na ekran ze szczegółowymi informacjami (a wśród nich np. całodobowy – a nie na żądanie) pomiar natlenienia krwi.
Minusy? Kiedyś powiedziałbym, że brak integracji z zewnętrznymi aplikacjami fitnessowymi. Ale już przy pierwszym Watchu GT, musząc zrezygnować z wrzucania treningów na Endomondo, doszedłem do wniosku, że w końcu u licha trenuję dla siebie, a nie całego internetu.
Komentarze
-
Oczyszczacz powietrza to podstawa. W sezonie zimowym w pokoju dziecka od kilku Msc przed "spaniem" włączam oczyszczacz i przez godzinę oczyszczam powietrze na maksymalnej prędkości. Używam obecnie Sharpa i jestem z niego mega zadowolony, a później przełączam na tryb nocny na 8 godzin. Mieszkam na osiedlu które sąsiaduje z osiedlem domków i zimą jest tragedia.