Tym razem kolejna część gadżetowego nieregularnika nadeszła dość szybko, bowiem faktycznie udało mi się trafić na kilka kolejnych ciekawych gadżetów. A dziś, oprócz kolejnego telefonu - marki, do której zdążyłem Was już przyzwyczaić - gadżety, które do mojego cyklu trafiają dość rzadko (jeśli w ogóle!).
Motorola Edge 30 Neo – Uroczy idealny średniak
Wiem, wiem – trzeci odcinek, trzecia kolejna Motorola. Jakoś tak wyszło, że akurat sample tej marki przyciągam ostatnio wyjątkowo skutecznie :) Ale nie ten fakt zaskoczył mnie najbardziej. Najbardziej zadziwiło mnie, że to Neo, najmniejsza i najtańsza, okazała się najfajniejsza!
Nie przewidywałbym, że przejdą mi przez klawiaturę takie słowa w odniesieniu do urządzenia o przekątnej 6,28", ale... jaki ten smartfon jest uroczo filigranowy! W ogóle, gdy myślę o Moto Edge 30 Neo, zwrot "uroczy" co chwila się w moich myślach przewija. Jest - hmmm - malutki, lekki (155 g), ma fajny, niespotykany kolor. Dostałem egzemplarz "Veri Peri", w kolorze, który określiłbym mianem fioletowego, z gustownie wkomponowanym w plecki próbnikiem Pantone (to pantone'owski Kolor Roku 2022).
Motorola Edge 30 Neo to po prostu telefon... zwykły, w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. Smukły, z dwoma aparatami, bez wtykania na siłę kolejnych, po to tylko, by były. Dobrymi na tyle, by pomogły mi zrobić świetne zdjęcia zaćmienia słońca. Fajnym pomysłem jest dioda powiadomień wokół subtelnej, delikatnie wystającej wyspy. Gustowne.
Ekran pOLED 20:9 z coraz częstszym w średniakach odświeżaniem 120 Hz. Ładowarka 68W przy baterii równie filigranowej jak w Pro? Hurrra! Swoją drogą, żeby nominalnie słabszy sprzęt dostał mocniejszą ładowarkę? Snapdragon 695 nie przeszkadza, nawet przy - jakże by inaczej - PUBG.
Do tego mocne głośniki Dolby Atmos, nieinwazyjna nakładka Moto i - nawet w średniopółkowcu! - możliwość korzystania z Ready For. No kurczę, nie ma do czego się przyczepić.
W naszym sklepie znajdziecie oczywiście szeroki wybór telefonów, a wśród marek również Motorolę.
Baseus GaN 3 Pro – Naładuje wszystko
Mój stary jest fanatykiem ładowarek. Całe mieszkanie zawalone kablami (…)
Taaak, moi synowie mają sporo racji, a słynna „pasta” autorstwa Malcolma xD, po drobnej przeróbce, idealnie oddaje moje – hmm – hobby? Choć mieszkanie może nie, ale w jednej z szuflad można znaleźć wielki wybór kabli - z pełnymi możliwościami wyboru końcowek i wytrzymałości na szereg natężeń prądu. No i oczywiście samych ładowarek, nazywanych przez profanów ;) "wtyczkami".
Baseus GaN 3 Pro wpadł mi w oko, gdy do mojej komputerowej "stajni" trafił HP ZBook Studio G8. Z jednej strony - laptop jak laptop. Z drugiej jednak - nawet najmocniejsze ładowarki, które bez problemu radziły sobie z komputerami i telefonami, nie były w stanie nakarmić prądem ZBooka, mimo, że jeden z jego portów USB-C ma charakterystyczny symbol piorunka. W sumie nic dziwnego, skoro seryjna ładowarka daje prąd - bagatela - 180 watów!
Baseus GaN 3 Pro, trzecia generacja ładowarek opartych na półprzewodnikach azotku galu, to urządzenie zaskakująco małe. Nawet dwukrotnie mniejsze w porównaniu do najmocniejszych tego typu sprzętów, z których do tej pory korzystałem. Producent przytacza szereg technologii, mając wpływać na bezpieczeństwo korzystania i brak problemów z przegrzewaniem urządzenia. Pomijając marketingową gadkę - przy maksymalnym obciążeniu faktycznie mogę tą ładowarką ogrzać ręce, ale nie określiłbym jej nawet mianem gorącej.
No i - co było pierwszym celem testu! - faktycznie okazała się jedynym urządzeniem firmy trzeciej, które poradziło sobie z ZBookiem. Oczywiście podłączenie pod jedno z pozostałych trzech wyjść jakiegokolwiek sprzętu powodowało, że komputer przestawał się ładować. Ale to nic dziwnego, skoro podłączony pobierał nawet 93W! Baseus GaN 3 Pro to więc od teraz moja nowa domowa i podróżna ładowarka - gdy naładuje się komputer, mogę na spokojnie podłączyć do niej wszystkie inne sprzęty.
Brother ADS-4900W – Bardzo mały, bardzo szybki
Jeszcze kilka dni temu słysząc "skaner" wyobrażałem sobie wielkie, nieforemne, urządzenie. Takie, do którego trzeba podchodzić z każdą kartką, klikać mnóstwo przycisków, ono myśli i myśli, potem mruczy niczym zajadający się miodkiem Kubuś Puchatek, by ostatecznie wygenerować plik, który wygląda zupełnie inaczej, niż byśmy chcieli. Albo zaciąć kartkę. Brother, idźcie w diabły. Wszystko popsuliście :)
Brother ADS-4900W to urządzenie, przy którym od wypakowania do podłączenia spędziłem - hmmm - 3 minuty? 30x25x24 centymetry - taki sprzęt da się postawić nawet w małym biurze. Początkowo miałem wręcz wrażenie, że ktoś się pomylił i dostałem drukarkę :) Interfejs dużego, dotykowego wyświetlacza sugerował jednak coś innego, więc włożyłem do pionowego podajnika kilka prac moich synów sprzed lat, wcisnąłem "skanuj"...
...a one po 5 sekundach wysunęły się dołem! Co więcej, zajrzałem do komputera i okazuje się, że zeskanowały się dwustronnie! Przyznam, że opadła mi szczęka. Co więcej, nie miał problemy nawet z wycinanymi dziełami moich synów, tak dalekimi od kształtu kartki A4 jak tylko się da.
No ale jak spojrzałem w oficjalną specyfikację to zrozumiałem, że to nie byle jaki sprzęt. "Model ADS-4900W przeznaczony jest do nieprzerwanego, intensywnego skanowania wsadowego". Jeśli jeszcze dołożymy do tego cenę, szokującą jak na takie maleństwo, bo bliską 5000 PLN, sporo się wyjaśnia.
Ponieważ testowałem skaner w pracy, ograniczenia sieci korporacyjnej pozwalały mi tylko na podłączenie go kablem do komputera. To jednak tylko drobna część możliwości sprzętu, który można używać w firmowej sieci, a nawet wrzucać skany bezpośrednio na serwer FTP. Gdybym pracował w firmie, która digitalizuje duże ilości dokumentów, poważnie bym się zastanowił nad tym sprzętem.
Komentarze