Zazwyczaj, gdy nadchodzi pora Superbowl, wielkiego finału zawodowej ligi futbolu amerykańskiego NFL (mecz w nocy z niedzieli na poniedziałek, początek o godz. 0.30, transmisja w ESPN America (dostępny w neostradzie z telewizją oraz z telewizją i internetem), dyskutuje się o tym, do jakiego pułapu tym razem doszła kwota za 30 sekund reklamy. Od razu więc napiszę, że w tym roku będą to 3 mln dolarów, a hymn USA zaśpiewa Christina Aguilera. Wystarczy? To przejdźmy do sportu.
Neofici w dziedzinie futbolu amerykańskiego często porównują go z tym europejskim, w USA nazywanym soccerem, często dochodząc do konkluzji, iż „ganianie za jajem” jest nudne, a taka choćby liga hiszpańska (moja ulubiona) atrakcyjnością bije NFL na głowę. Czy aby na pewno?
• W Primera Division liczą się Barcelona (i chwała jej za to), Real i potem długo, długo nic nie ma. W kończącym się sezonie NFL część drużyn walczyła o awans do fazy playoff do ostatniej kolejki! Drużyny z miejsc 1-13 po sezonie regularnym dzieliło zaledwie 5 zwycięstw.
• Od lat, cokolwiek się stanie, u Hiszpanów pierwsze dwa miejsca zajmą Barca i Real (raz na kilka lat, od wielkiego dzwonu ktoś wciśnie się między nich). Tymczasem w Superbowl spotka się druga drużyna regularnego sezonu konferencji AFC, Pittsburgh Steelers, z... szóstym zespołem konferencji NFC, Green Bay Packers (tak, pierwszych pięć ekip NFC już odpadło z gry). Sześciu mistrzów z ostatnich 10 lat teraz nie dotarło nawet do półfinałów.
• Wielka Dwójka w Primera Division praktycznie w każdym sezonie przoduje w liczbie pieniędzy, wydanych na transfery. W lidze NFL tak się nie da – drużyny obowiązuje limit wynagrodzeń (salary cap). Jeśli więc chcesz mieć Messiego, Xaviego, Iniestę i Victora Valdesa – proszę bardzo, ale pozostałe 7 miejsc w pierwszej jedenastce możesz zapełnić co najwyżej reprezentantami Papui-Nowej Gwinei, ewentualnie nisko opłacanymi juniorami.
• Nowe, nastoletnie piłkarskie talenty, są wynajdowane przez scoutów bogatych klubów i ci biedniejsi często nawet nie próbują przedstawiać swoich ofert. Tymczasem w NFL, jak w każdej lidze zawodowej w USA, przed sezonem ma miejsce draft. Kolejność wyboru przez kluby NFL najlepszych graczy z ligi uniwersyteckiej, potencjalnych przyszłych zawodowych gwiazd, jest odwrotna od kolejności w minionym sezonie. Wyobrażacie sobie Levante, które ma pierwszeństwo w zakupie wschodzącej gwiazdy przed Barceloną?
Paradoksalny jest fakt, że ułomność Primera Division i każdej innej ligi piłkarskiej (włącznie z Ligą Mistrzów), bierze się z... tego samego, co nieprzerwana atrakcyjność NFL. We wszystkich przypadkach decydują właściciele, ludzie z największymi pieniędzmi. W lidze NFL zależy im na tym, by szanse były w miarę wyrównane, a rywalizacja pełna niespodzianek (a w mijającym sezonie zdecydowanie ich nie brakowało), zaś w piłce nożnej na tym, by to ich drużyny wygrywały. Dlatego NFL jest ligą z największą na świecie średnią widzów na mecz, bijąc o ponad 20 tysięcy (sic!) Bundesligę i ponad dwukrotnie Primera Division. Tego, że jest znacznie bardziej widowiskowa, udowadniać nie trzeba – wystarczy zobaczyć poniższy film, podsumowujący poprzedni sezon.