Bawarczycy raz po raz ostrzeliwali bramkę Petra Cecha. Próbował Kroos, próbował Robben, Ribery, Mueller, Gomez, nawet Tymoszczuk. Wszyscy pudłowali, a raz Cech cudownie interweniował, piłka odbiła się od spojenia bramki i wyszła poza boisko. Przewaga Bayernu rosła, w pewnym momencie stosunek oddanych strzałów wynosił ponad 20 do 5 na korzyść gospodarzy. Bayern stawał na głowie, by znaleźć dziurę w londyńskiej obronie. Chelsea grała spokojnie, momentami irytująco powolnie wyprowadzając ataki, jakby chciała uśpić rywali albo przetrwać, jak w rewanżu z Barceloną.
Tyle tylko, że wciąż trwał remis. Debiutujący w Lidze Mistrzów w barwach Chelsea Bertrand dużo biegał, ale był mało kreatywny. Mimo braku Terry’ego defensywa - z Cahillem i Davidem Luizem - grała doskonale. Gdy tylko gracz Bayernu składał się do strzału, natychmiast ofiarny wślizg blokował uderzenie. W obronie harował nawet Drogba, wciąż wyręczając kolegów we własnym polu karnym.
A jednak Chelsea nie przetrwała nawałnicy. Mueller najpierw fatalnie spudłował, ale chwilę później wykorzystał moment, gdy obrońcy skupili się na Gomezie, zamknął dośrodkowanie i głową wpakował piłkę tuż pod poprzeczkę. Zostało 10 minut! I wtedy trenerzy dokonali zmian, które zaważyły o losach meczu. Di Matteo natychmiast wpuścił Torresa, a Heynckess zdjął strzelca bramki i wpuścił obrońcę van Buytena. Torres wszedł w mecz jak burza, poruszał się z lekkością, czarował techniką i przyspieszał jak kolej TGV. To on w 88 minucie wywalczył rzut rożny, po którym główkował Drogba. Nie tak dawno przegrał finał Pucharu Narodów Afryki - nie zamierzał czuć się tak, jak wtedy. Uciszył fanów Bayernu na ich własnym stadionie i dał Chelsea dogrywkę.
Bohaterem był jednak krótko. W dogrywce lekkomyślnie sfaulował w polu karnym Ribery’ego, podarował rywalom rzut karny. Robben, najaktywniejszy w drużynie Bayernu, ten, któremu wiecznie brakuje kropki nad i, który wciąż o włos przegrywa najważniejsze mecze, jak ostatni finał mistrzostw świata, gdy nie wygrał pojedynku sam na sam z Casillasem, ten sam Robben odważnie podszedł do piłki. I nie strzelił! Cech rzucił się doskonale, piłka gdzieś utknęła pod jego ciałem, ułamki sekund, szybko się zorientował, chwycił ją, zdążył. Obroniony karny! Nie minęło kilka sekund, już Robben z akcji próbował się odkuć. Przestrzelił, nie po raz pierwszy i nie ostatni tego wieczoru.
Tymczasem realizator za linią boczną pokazał nam utykającego Ribery’ego! To koniec meczu dla niego, na boisku pojawia się Olić. Remis, na boisku nie ma już Francuza, nie ma już Muellera, a Robben jest piekielnie zmęczony. Tak bardzo, że nim wykonuje rzut rożny, usilnie prosi o łyk wody.
Dogrywka kończy się remisem. Pierwszy rzut karny broni Neuer. Kiedy wydaje się, że nic już w tym finale nas nie zaskoczy, to właśnie bramkarz Bayernu podchodzi, by wykonać jedenastkę! Trafia! Ależ zyskał na pewności siebie! A jednak trafia Lampard, trafia Joe Cole, a w Bayernie myli się Olić! To jego ostatni mecz w klubie. Do jedenastki podchodzi Schweinsteiger, Petr Cech czubkiem palców trąca piłkę, a ta trafia w słupek! I teraz, ten który był bohaterem, ten który sprokurował rzut karny i mógł zaprzepaścić to, na co tak ciężko pracował, ten sam Drogba podchodzi do piłki i może ten horror zakończyć! Nie bierze rozbiegu, dwa kroki, lekki strzał, Neuer leci w drugą stronę! Chelsea Londyn, po raz pierwszy w historii, zdobywa Puchar Mistrzów! Nie pod wodzą Mourinho, nie pod wodzą Villasa-Boasa, a Roberta Di Matteo, po zniwelowaniu straty poprzednika w rewanżu z Napoli, tuż po zdobyciu Pucharu Anglii, po wyeliminowaniu Barcelony. Nie grał w tym meczu strzelec bajecznego gola na Camp Nou, Ramires. Nie grał kapitan Terry. Widzimy ich dopiero po zakończeniu spotkania, tańczących w amoku. Widzimy ich dopiero z całą drużyną, która wściekle skacze z radości, trzymając w rękach Puchar Mistrzów!
Roman Abramowicz się doczekał.