Od 3 tygodni jestem w Nowym Jorku – zaległy urlop. Po „aklimatyzacji” i kilku podróżach wreszcie się odzywam. Obserwacja mieszkańców „wielkiego jabłka” jest jednym z moich ulubionych zajęć. Styl komunikacji jest tu bardzo demokratyczny. Przykładowo iPhon czy BlackBerry to nie telefon zarezerwowany dla klasy średniej, ma go praktycznie każdy: biały kołnierzyk, robotnik a nawet dzieciaki. W Polsce korzystanie z nich nadal urasta do modelowych symboli statusu, które dla szpanu często kładzie na kawiarnianych stolikach czy klubowych barach… Tu są zwykłym narzędziem komunikacji a używa ich wiekszość mieszkańców miasta. Co jakiś czas wymienia się je na nowe, nie przesadnie o nie dba.
Obserwacje najlepiej robi się to w metrze, bo czasu na przejazdy poświęca się tu sporo. Bywam tu praktycznie co roku, co daje mi pogląd o zmianach w codziennej kulturze miasta i kraju. Dojazd do pracy zajmuje nowojorczykom nawet 2-3 godziny. Czytanie gazet, książek, słuchanie muzyki, ale też malowanie się, jedzenie i spanie, to w metrze norma. Zresztą, instytucja ta ma obecnie gigantyczny deficyt, co niestety widać.
Sam wciąż nie korzystam z iPhona czy BB, które uważałem za trochę przereklamowane. Jakiś czas temu co prawda przymierzałem się do używania służbowego BB, ale przyznam z trochę z negatywnym nastawieniem, choćby z powodu jego maleńkiej klawiatury i uwiązania do firmowego maila. Teraz z kolei próbuję używać iPhona. I na serio zastanawiam się od tygodnia nad przejściem z ulubionej Nokii na iPhone. Dlaczego? Bo te, jak mi się wydawało dotąd „zabawki” niesamowicie ułatwiają codzienne funkcjonowanie. Sam się o tym przekonałem jeżdżąc po NY z planem metra na iPhonie, chodząc z elektroniczna mapą miasta i na bieżąco sprawdzając prywatnego gmail’a. A wy? Jesteście bardziej iPhone czy BB? A może już iPad… ale o nim napiszę Wam następnym razem.