Rozrywka

Jak to jest z polskim kinem?

Kasia Barys Kasia Barys
15 kwietnia 2015
Jak to jest z polskim kinem?

Takie pytanie zadałam przedstawicielom branży filmowej. I to nie byle komu bo m.in. producentom największych filmów "Bogowie" i "Jacka Stronga". Ostatnie miesiące w polskim kinie były wyjątkowe, nie tylko za sprawą Oskarowej "Idy". Coś drgnęło, ludzie zaczynają bić rekordy widowni na kinowych salach. Co się stało? Czy to przypadek, czy jakiś trend. W filmie zobaczycie jak kondycję polskiego kina oceniają m. in. Piotr Woźniak - Starak czy Sylwia Wilkos.

A jak wy oceniacie kondycję polskiego kina?


Rozrywka

Crystal Fighters, Afromental i We Draw A na OWF 2015

Kasia Barys Kasia Barys
14 kwietnia 2015
Crystal Fighters, Afromental i We Draw A na OWF 2015

Trzech kolejnych artystów dołącza do line-upu tegorocznej edycji Orange Warsaw Festival. Wszyscy zagrają w piątek – 12 czerwca, na Torze Wyścigów Konnych Służewiec. Będą to: Crystal Fighters, Afromental i We Draw A. CRYSTAL FIGHTERS to założony w 2007 roku zespół, pochodzący z Londynu. Ich brzmienie można określić jako mieszankę elektroniki, folka oraz wpływów muzyki etnicznej. Najnowsze wydawnictwo to pojedynczy singiel, Love Alight, wydany w sierpniu 2014 roku. AFROMENTAL pewnie znacie, to siedmiu pełnych energii i bardzo uzdolnionych facetów. Na Służewcu będziemy mogli zapewne usłyszeć charakterystyczny i towarzyszący temu zespołowi od lat groove i flow z pogranicza hiphopu i soulu połączony z ciężkimi gitarowymi brzmieniami. We Draw A najmocniej przebija się wrażliwość, którą można usłyszeć w specyficznym wokalu Piotra Lewandowskiego, znanego z nieistniejącego już projektu Indigo Tree.

Zapraszam serdecznie na Orange Warsaw Festival 2015. Kolejne ogłoszenia już wkrótce.

 


Odpowiedzialny biznes

Halo! Łączę rozmowę!

Dorota Kujawska Dorota Kujawska
14 kwietnia 2015
Halo! Łączę rozmowę!

Dzisiaj w Warszawie jest chłodnawo, ale momentami pojawia się słońce i daje nadzieję, że w końcu przyjdzie prawdziwa wiosna. To tylko kwestia czasu, a na drzewach zobaczymy zielone liście i spadnie majowy deszcz – od którego jak wiadomo wszystko i wszystkim szybciej szybciej rośnie. A potem wakacje, lato – chyba czas już coś zaplanować?

Bo takie mamy czasy. Planowania, zaklepywania, starannego wybierania i rozrysowanego co do szczegółu odpoczynku. Spontan jest dobry dla ludzi niedojrzałych. - A więc pierwsze dwa tygodnie lipca ja z dziećmi nad morze, potem dojedzie na tydzień mąż, potem oboje wrócimy – a dzieci przejmie babcia. Potem Zenuś na kolonie, a Cecylka na obóz konny! A potem znowu na dwa tygodnie do drugiej babci na wieś - tak zapewne wyglądają myśli wielu rozsądnych pań domu.

Nie mam zamiaru podśmiewać się z osób robiących plany wakacyjne, bo to nieładnie. Powinnam im zazdrościć zapobiegliwości i pragmatyzmu. Tymczasem nie zazdroszczę. I grzesznie myślę, że czasy mojego dzieciństwa, czasy  wielkiej improwizacji były słitaśne jak dzisiejsze focie z rąsi.

Wsiadało się z tobołami do PKS i jechało 15 godzin  nad morze. Domek, który dorośli rezerwowali (listownie!) okazywał się chatką na kurzej łapce z wystającymi ze ściany długimi gwoździami. Ciepła woda do mycia była rarytasem, ale za to kilka metrów za lasem był cudowny Bałtyk! Plaża, zero nachalnych sprzedawców lodów, pstrągów i baloników, fantastyczny piach i świadomość dwóch tygodni laby.

Ale czasem trzeba było zadzwonić. Jak się jechało na kolonie to do  mamy, a jak z ciocią – to dla odmiany do mamy. Co się więc robiło w miejscowości, w której były na przykład 22 chaty wszystkiego? Ano szło się do sołtysa.

U sołtysa był telefon. ZIELONY. Z tarczą i starannie wymalowanym na jej środku numerem do włodarza wsi.

Dzwoniło się na centralę. Sołtysowa znała numer. Zawsze. Letniaki z Warszawy -  nie dziwota, trzeba być obeznanym.

Zamawiało się Warszawę. Numer mamy. Celowało, żeby była w domu. Tak circa, ale…

Ale polegało na tym, że telefonistka z centrali nie była w stanie powiedzieć, o której połączy rozmowę.

No to się prosiło, żeby jak najszybciej. Telefonistka się denerwowała od razu, że to nie jest takie proste, bo są wakacje i to mogą być nawet trzy godziny.

Nie były, nigdy.

Maksymalnie dwie. A to był czas na posiedzenie przed domem sołtysa, napicie się świeżego mleka, pomoc sołtysowej w zwołaniu kur (skąd dziecko z miasta wiedziało, jak pozbierać kury do kupy?), poznanie miejscowych zwyczajów picia alkoholu („tatuś nie dawał spróbować panience wina?”), leżeniu na ławce ze słomką w ustach, wyskoczeniu na chwilę po lody do GS-u… Ręce pełne roboty!

W końcu w ebonitowej słuchawce słyszało się głos stęsknionej matki i można było w kilka minut opowiedzieć na sto pytań: jak się bawisz? Zdrowa jesteś? Nie zimno Ci? Kąpiesz się w czepku? Obowiązkowy kontakt odfajkowany, można było już iść z powrotem na plażę.

Tamte czasy nie wrócą, a bycie w kontakcie jest czymś absolutnie fantastycznym.

PS. Wakacji nie planuję. Bo po co? Wsiądę do pociągu byle jakiego, sprawdzę w sieci godzinę dojazdu, sprawdzę hotel w mieście na końcowej stacji i jeśli nie byłoby w mieście co robić to ja po prostu sobie wypożyczę coś na VOD w Orange.

3f2ed6c2dfc3e538bf6bd64cef49946a74c

Scroll to Top