Robert Lewandowski znów najjaśniejszą postacią Borussi w meczu z Marsylią. Dwie bramki wczoraj, dwie bramki w meczu z Freiburgiem pokazują, że kolejny sezon znów może należeć do Lewego. To dziś chyba tylko jedyna dobra informacja i nadzieja przed meczami z Ukrainą i Anglią, z których pierwszy jest już za niespełna dwa tygodnie. Nie przeszkadza mu przy tym cała karuzela wokół jego potencjalnych, rzekomych,czy rzeczywistych transferów, którą obserwowaliśmy całą wiosnę, a która kręci się dalej jesienią. On deklaruje jasno, chce strzelać bramki, grać w najlepszych klubach i walczyć o największe trofea. W dodatku trzeba przynać uczciwie, że ma na to papiery, jak żaden polski piłkarz przez kilkadziesiąt lat i z taką grą poradzi sobie zarówno w Borussi jak i Bayernie.
Papierów na grę w Lidze Mistrzów natomiast na pewno nie ma "Polski Bayern", który w eliminacjach nie sprostał drużynie z Bukaresztu. Może to i dobrze, bo na razie Steaua jest chyba najsłabszym uczestnikiem fazy grupowej LM. Aż strach pomyśleć, jakie baty dostawałaby Legia, w dodatku przy pustych trybunach. Tym smutniejsze to dla polskiej piłki, że dziś stołeczna drużyna nie ma sobie równych w Ekstraklasie. Stan polskiej piłki klubowej pokazał też Fornalik, powołujac na mecze z Ukrainą i Anglią aż 22 graczy z zagranicznych klubów, a więc właściwie komplet. Teraz dowoła jeszcze ze czterech graczy z Polski, ale to już chyba tylko na zachętę. Lewemu jednak ten "międzynarodowy" skład może tylko pomóc, gdyż podobnie jak inni polscy piłkarze rozwija skrzydła dopiero na zachodzie, wshcodzie, południu i północy. W Polsce jakoś to nam nie wychodzi.