Jeśli wydaje Wam się, że podobny tytuł widzieliście już kiedyś na naszym blogu, to macie rację. Gdy ponad dwa lata temu rozmawiałem z Pawłem Goleniem o iluzorycznej prywatności w sieci, przewidywaliśmy, że wszechobecność sieci coraz bardziej zbliża nas do sytuacji z wyobraźni Philipa K. Dicka, przeniesionej na kinowe ekrany przez Stevena Spielberga. Z tą różnicą, że wtedy nie mówiliśmy o Facebooku w roli centralnego komputera.
O roli FB i jego wpływie na życiu dzisiejszego społeczeństwa mogliby się wypowiadać – i nierzadko to robią – socjologowie i psychologowie społeczni. Dziennikarka Business Insidera spojrzała na to z zupełnie innej strony. Używając narzędzia, obserwującego, kto śledzi nasze zachowania w sieci, zaobserwowała w bardzo krótkim czasie...ponad 300 prób analizowania jej działania przez „ciasteczka” śledzące Facebooka. Skąd wzięło się ich aż tyle? Przyzwyczajeni do popularności „Wielkiego F” nie zauważamy już nawet obecności przycisków „Like”, czy „Share” na olbrzymiej liczbie witryn internetowych. Tymczasem, gdy np. po przyjściu do pracy zalogujemy się na Facebooka, wejście na stronę z „ciasteczkiem” od razu zostanie powiązane z naszym kontem! W efekcie mogą się zdarzać – i coraz częściej zdarzają – sytuacje takie jak ta, gdy kobieta dowiedziawszy się, że jest w ciąży, zajrzała na kilka poświęconych temu zagadnieniu witryn, by w efekcie niedługo później zostać uraczoną dedykowaną reklamą. Skąd wiedział o tym Facebook skoro nie powiedziała jeszcze nawet mężowi? Cóż – nic za darmo, to, że za coś nie płacimy, nie oznacza, że firma niczego od nas nie dostaje.
Uprzedzając Wasze pytania – na naszym blogu są trzy trackery, Facebooka i Google. Co ciekawe, na witrynie z opisywaną historią jest ich... 27! Na szczęście można im przeszkodzić – ja używam wtyczki Ghostery do Firefoxa, można też korzystać z opisywanego w artykule DNT+, na rynku jest też kilka innych, również darmowych rozwiązań. Tym niemniej ja jestem coraz bliższy decyzji, by w ogóle zrezygnować z Facebooka – choć tu akurat „permanentna inwigilacja”, cytując Maksymiliana Paradysa, jest tylko jedną z przyczyn.