W trakcie meczu wbrew zaleceniom trenera nie próbował złapać rywali na spalonym, gdy wykonywali rzut wolny. Przyznał, że według niego była to taktyka zbyt ryzykowna. Szkoleniowiec się wściekł, w wywiadach nazwał zawodnika idiotą i bezpowrotnie odsunął go od zespołu. Piłkarz Eddy Barea, bo o nim mowa, miał nadal otrzymywać pensję, ale mógł jedynie trenować z zespołem młodzieżowym. Rozwiązał więc kontrakt i wystąpił o wypłatę odszkodowania. Wygrał.
Szwajcarski Trybunał Federalny potwierdził decyzję sądu rejonowego w Neuchatel. To w klubie z tego miasta - Xamax - występował Barea. Sąd orzekł, że kara odsunięcia go od zespołu była nieproporcjonalna do niewłaściwego zachowania piłkarza - jedynego występku w ciągu ponad 5 lat gry w klubie. Wykluczenie Barei z pierwszego składu drużyny potraktowano jako wypowiedzenie umowy. Czy tak korzystne dla piłkarza rozstrzygnięcie byłoby możliwe w Polsce? I to nawet nie po kontrowersyjnej wypowiedzi zawodnika, tylko w sytuacji, gdy nie zawinił wcale - ot, ktoś w pewnym momencie uznał, że nie jest potrzebny lub gra za słabo.
W naszym kraju kluby nie tylko nagminnie stosują karę zsyłania piłkarzy do rezerw. Czasami potrafią zaaranżować dla nich indywidualne treningi, które opierają się głównie na bieganiu, a piłki nie widać na nich wcale. Takie represje czasami stanowią karę dyscyplinarną za niewłaściwe zachowanie. Czasami trenerom wygodnie jest zrzucić odpowiedzialność za brak zwycięstw na pojedynczych piłkarzy. Chyba w teorii ma to ich zmobilizować do większego wysiłku i przestrzec pozostałych, że jeśli nie dadzą z siebie więcej, może ich spotkać to samo. Dla mnie to wyraz słabości szkoleniowców, którzy - gubiąc się w swoich działaniach - starają się zmienić cokolwiek, na pokaz.
Czasami to właściciele narzucają trenerom podjęcie takiej decyzji, by „wstrząsnąć drużyną”, „pokazać kto tu rządzi”. Szkoda, że często wynika to z pożądania natychmiastowych sukcesów i znikomej wiedzy o piłce. Innym razem chcą zmusić zawodników do przedłużenia umowy, do obniżenia pensji, do zgody na sprzedaż do innego klubu. Chcą na nich zaoszczędzić lub zarobić. Piłkarze na 6 miesięcy przed końcem umowy mogą negocjować z innym klubem, by później odejść do niego za darmo. Zdarza się, że właściciele odsuwają graczy do rezerw, by sprzedać zawodnika natychmiast i zyskać choć symboliczną kwotę - w końcu piłkarz będący przez pół roku poza pierwszą kadrą może nie być dla przyszłego klubu wzmocnieniem. Bywa też tak, że to trener tłumaczy: „Co mi po zawodniku, którego za chwilę tutaj nie będzie? Muszą szukać wariantów na przyszłość”.
Najgłośniej o tym procederze było w Polonii Warszawa za czasów Janusza Wojciechowskiego. W ubiegłym roku skrytykował go sekretarz generalny Międzynarodowej Federacji Zawodowych Piłkarzy (FIFPro), Theo van Seggelen: „Istnienie tak zwanego Klubu Kokosa to smutny przykład zastraszania i molestowania. (…) Jest to sprzeczne z dyrektywami Unii Europejskiej o dobrej i uczciwej praktyce zatrudnienia. (…) FIFPro wymaga, aby wszystkie kluby powstrzymały się od tego typu zachowań.”.
dalszy ciąg jutro zdjęcie: www.sportime.pl