Po „wielkim” meczu o nic, dla nikogo, nie wiadomo, po co (tak naprawdę - dla kasy wspomagającej budżet obu klubów i dla przećwiczenia sprawności organizacji Narodowego), czyli pojedynku Legia Warszawa- FC Sevilla (0:2) czeka nas hit na boisku i prawdopodobnie blamaż poza stadionem, – czyli mecz Legia-Lech. Galopujący Rumak ekstraklasy w ostatnich czterech meczach trzy razy wygrał. Lider z kolei złapał zadyszkę i nawet zremisował ostatnio z bardzo słabym Widzewem. Faworytem są jednak gospodarze, którzy po ewentualnym zwycięstwie w sobotę będą już naprawdę blisko tytułu mistrzowskiego. Bez względu jednak na to, kto wygra na boisku czeka nas emocjonujący i pełen dramaturgii mecz. Przypomnijmy rok temu wygrywał na Łazienkowskiej Lech, Legia grała w dziesiątkę, a i tak zwyciężyła 2 do 1.
W ubiegłym roku - pewnie część pamięta - w tym czasie był protest kibiców Legii, którzy przez pierwszy kwadrans nie dopingowali (w tym czasie stołeczni stracili też bramkę). W tym roku historia kibicowska może zatoczyć koło i zniszczyć to święto piłki nożnej dla kibiców obu drużyn. Kibice Lecha najprawdopodobniej nie będą mogli dopingować na stadionie – taka jest decyzja wojewody warszawskiego. W związku z tym już zarejestrowali zgromadzenie publiczne… pod stadionem na Łazienkowskiej (ma ich przyjechac ok. 2000). Jakie mogą być następstwa takiej demonstracji pod stadionem i to od strony Żylety, (która też teraz wojuje z klubem o oprawę)- myślę, że każdy zorientowany może sobie wyobrazić. W ten sposób polska piłka nożna po raz kolejny schodzi na drugi plan, ponieważ już dziś wszyscy zastanawiają się nie nad tym, co stanie się na boisku, ale co będzie działo się wokół stadionu. Mam jednak nadzieje, ze trybuny będą wyglądały właśnie tak i ,że pojawią się na nich również kibice w niebieskich koszulkach