Do składu Man Utd - kilka miesięcy po zakończeniu kariery - zawitał ponownie Paul Scholes. Mało kto jednak wie, że był nie tak dawno pewien piłkarz, który do gry chciał wrócić po kilku latach (!) od zawieszenia butów na kołku. Ktoś tak wielki, że do dziś w trakcie meczów kibice skandują jego nazwisko. Świat niedawno obiegła wieść, że szykował się do… kandydowania na prezydenta Francji. Kto to taki? Zobaczcie sami.
Eric Cantona nie został zapamiętany za 82 gole w 185 meczach i kilkadziesiąt asyst w MU. Jest żywą legendą z uwagi na osobowość i styl, jakie prezentował. Każdy jego ruch był niekonwencjonalny, podania natchnione, uderzenia przemyślane i zaskakujące. Francuz wykorzystał wszystkie rzuty karne dla MU w meczach o punkty, ale to nie wszystko - tylko raz zdarzyło się, by bramkarz przy jedenastce rzucił się w ten sam róg, w który Eric uderzył… W jednym z meczów po kontrataku rywali, gdy piłka zmierzała do pustej bramki, ktoś w ostatniej chwili ją zablokował, a zszokowany komentator krzyczał: „To Cantona! Co on tam w ogóle robił?!”.
Rysę na jego wizerunku stanowi brutalny atak na kibica w czasie meczu, za który został nie tylko zawieszony przez angielską federację, ale również skazany na wiele godzin prac publicznych. Takich mniejszych i większych wykroczeń z jego strony było wiele, ale przyczyny są łatwe do zdiagnozowania: ze względu na swoją szybkość i spryt na boisku był nieustannie faulowany, a przez kibiców rywali prowokowany.
Wielki szum medialny wpłynął na jego decyzję o zakończeniu kariery już w wieku 30 lat, gdy był u szczytu formy. Kiedy po wielu latach rozbratu z futbolem obserwował poczynania wiekowych Teddy’ego Sheringhama i Alana Shearera, wrócił do treningów w United. Niestety, po kilku tygodniach okazało się, że nie jest w stanie odzyskać dawnej dyspozycji i na powrót jest po prostu za późno.
Po zakończeniu kariery Eric został trenerem reprezentacji Francji w piłce plażowej i… aktorem. Ma na koncie występ w kilkunastu filmach, w tym „Looking for Eric”, w którym zagrał siebie samego. Przez kibiców MU jest najbardziej pożądanym następcą Alexa Fergusona, jednak sam stwierdził, że nie postawi nogi w klubie, dopóki właścicielem będzie amerykański klan Glazerów.
Dziś już wiemy, że informacja o kandydowaniu na fotel prezydenta była jedynie chwytem reklamowym, który miał pomóc fundacji, działającej na rzecz budowy publicznych mieszkań dla ubogich. Jednak gdy cały świat zastanawiał się, czy Eric rzeczywiście chciał kandydować, jeden z prezenterów BBC tak skomentował to za pośrednictwem Twittera: „Cantona chce być prezydentem Francji? Jasne! A Thierry Henry znowu zagra dla Arsenalu i strzeli zwycięskiego gola w debiucie…”.