
Ponad 100 000 widzów obejrzało 12 kolejkę piłkarskiej Ekstraklasy i to jest oczywiście rekord Polski. Do rekordu tak naprawdę przyczynił się głównie jeden klub – Śląsk Wrocław, którego mecz z Lechią Gdańsk na inaugurację nowego stadionu zobaczyło ponad 40 tysięcy widzów. Frekwencja cieszy, ale jak przeczytałem w przedłużony weekend – z taką liczbą widzów oscylujemy gdzieś pod koniec europejskiej pierwszej dziesiątki. I nie ma się co łudzić – gdzieś w tym miejscu pozostaniemy bo takich lig jak: fransuska, włoska, niemiecka czy hiszpańska, nie mówiąc już o pierwszej i drugiej angielskiej raczej pod względem liczby widzów nie przebijemy. Dla mnie taki rekord oznacza powoli powrót do normalności na stadionach, bo nienormlane były czasami frekwencje na poziomie 30 000 widzów w 38-milionowym kraju.
Większej frekwencji możemy się spodziewać na meczach w europejskich pucharach. W zeszłym roku na Lechu na każdy z meczów w Lidze Europejskiej wybierało się (o ile tylko UEFA pozwalała zagospodarować wszystkie trybuny) ponad 40 tysięcy widzów, a w tym roku nawet mecz z Legią (w Poznaniu najważniejszy mecz ligowy roku) pozostawia blisko 10 tysięcy pustych miejsc. Z punktu widzenia fanów na pewno taki pojedynek ma więcej emocji niż np z Bragą, choć oczywiście stawka jest nieporównalnie mniejsza. Wniosek – dziś już nie sam rywal ale stawka meczu musi być adekwatna do jakości nowych stadionów. Na razie widzę szanse na zapewnienie kompletu na Łazienkowskiej, która być może już jutro zapewni sobie udział w fazie pucharowej Ligi Europejskiej. A udział w takiej fazie powinien być dla polskich klubów normalnością a nie wyczynem. Na to jednak jeszcze chwilę poczekamy.