Choć wciąż uważam się ze młodą – no, może w miarę :) – osobę, pamiętam jeszcze czasy, gdy operacje bankowe można było przeprowadzić wyłącznie w oddziale banku. Minęło zaledwie kilka lat i chyba nie byłbym w stanie do tego wrócić – możliwość zrobienia przelewu z każdego miejsca, gdzie jest zasięg telefonii komórkowej jest zbyt wygodna.
Choć wygoda to bez wątpienia istotny aspekt, przy korzystaniu z mobilnej bankowości nasuwa się – mam nadzieję, że Wam, mi z założenia musi – również pytanie o bezpieczeństwo tego typu działań. A z tym niestety bywa różnie...
Może powiecie, że to obsesja, albo zawodowe zboczenie, ale ja od momentu, gdy kupiłem telefon z Androidem, ani razu nie wszedłem bezpośrednio z mobilnej przeglądarki na witrynę mojego banku. Świadomość tego, że cyber-przestępcy gremialnie „przesiadają” się na wirusy, które robią krzywdę słuchawkom spod znaku zielonego robota, wiedza o tym, w jak sprytny sposób potrafią oszukiwać użytkowników programy dedykowane do wykradania naszych pieniędzy, czy wreszcie to, iż telefonu nie zabezpieczę firewallem tak, jak domowego komputera, a mobilnym antywirusom nie do końca ufam, powodują, iż adres mojego banku po prostu nie wpiszę do paska przeglądarki.
Na szczęście bankowcy rozumują podobnie i w Google Play, AppStore, czy Windows Marketplace pojawia się coraz więcej dedykowanych aplikacji transakcyjnych, przygotowanych przez banki. Transmisja między komórką i naszym rachunkiem jest szyfrowana już na poziomie aplikacji, zaś loginy i hasła nie są przechowywane lokalnie, nie ma więc obaw, że ktoś je wykradnie. Ryzyko spada więc gigantycznie, do poziomu przy którym np. ja nie stresuję się już robieniem przelewu, czy przeglądaniem historii transakcji w autobusie, czy w sklepie. Oczywiście niezbędnym warunkiem jest ściągnięcie darmowej w chyba każdym przypadku aplikacji z legalnego źródła (czyli ze sklepu Google’a, Apple’a lub Microsoftu), ale tego chyba wiernym Czytelnikom Bloga Technologicznego tłumaczyć nie muszę?