"Keep smiling" to taki obowiązujący nurt w Stanach Zjednoczonych. Pytany o zdrowie zawsze się uśmiechniesz i powiesz, że co najmniej dobrze, a zazwyczaj super i wspaniale. W Polsce mamy też taki nurt tylko dokładnie odwrotny. W dobrym tonie na pytanie o zdowie jest opowiedzieć coś o korzonkach, przewlekłym katarze i problemach z kręgosłupem, a jak to powiemy to po tym już z górki idą kolejne narzekania, "żona się przestała uśmiechać, sąsiad ma lepszy samochód, w pracy znów bez podwyżki, etc."
Podobnie jest chyba na boisku. Pewna Amerykanka choć kiedyś Polka, pytała co się dzieje na boisku. Dlaczego nie słyszę tego co na każdym amerykańskim boisku, czyli uśmiechniętego trenera, który non stop krzyczy. "Come on!, you are the best!, you will win the match!, tomorrow will be your day! the game is yours!" itd. co w sumie oznacza, że ci którzy słuchają dowiadują się że sa najlepsi i z pewnością wygrają. A jej zdziwienie wywołała marsowa mina pewnego trenera i okrzyki w jej ojczystym języku "Co jest...!, nie tak!, mówiłem przecież ....!, stop!, stop mówię jeszcze raz!, nie tak!, ile razy mam powtarzać!"
Uśmiechu na twarzy słuchaczy nie zauważyłem. Ale zauważyłem coś jeszcze. Na wczoraszym treningu na University of Chicago tuż za płotkiem na drugim boisku, grupa studentów miała trening futbolu amerykańskiego. Tam zaczęli biegać jakies 30 minut przed treningiem naszych piłkarzy, i jak schodziłem z boiska pół godziny po treningu białoczerwonych to onie jeszcze biegali. I co najważniejsze jak tylko na nich patrzyłem to oni tak non stop biegali i grali i to co najmniej, dwie godziny. A my wówczas też biegaliśmy, ale i dużo słuchaliśmy "Stop mówię przecież....!"