Choć BlackBerry z Androidem brzmi jak iPhone z mobilnymi Windowsami, byłem mocno zaintrygowany biorąc jakiś czas temu do ręki nowy "wynalazek" Kanadyjczyków. Tymczasem po długich testach wiem, że jedyne, co w nowym flagowcu BlackBerry jest bez sensu – to nazwa. "Priv" miało chyba wyrażać Privilege, ale mnie nieodparcie kojarzy się z... prywatnym kontem mailowym.
Sytuacja, gdy przy pierwszym uruchomieniu widzimy „Blackberry – powered by Android”, wygląda... dziwnie. Uruchomienie za każdym razem trwa długo, bowiem w tym Blackberry pozostało sobą i nie możemy wyłączyć szyfrowania danych. Dla mnie bomba – w dzisiejszych czasach przy regularnie wyciekających danych, fajnie, że ktoś pomyślał za nas.
"Poczucie elitarności" to nieco przegadany zwrot, ale BB odrobiło lekcję „Jak powinien wyglądać flagowiec”. Udające włókno węglowe gumowane plecki (redukuje to ryzyko wyślizgnięcia się telefonu z ręki praktycznie do zera!), z przodu śliczny ekran QHD 5,4”, zagiętego nieco w stylu Galaxy Edge (niestety boki są aktywne tylko podczas ładowania, pokazując "węża"). Kluczem jest jednak wysuwana pełna klawiatura QWERTY, która wcale nie czyni terminala o wiele grubszym od konkurencji (na pewno nie o tyle, by to w jakikolwiek sposób przeszkadzało).
Na pokładzie oczywiście mamy Androida 5.1.1, raczej dążącego w kierunku czystego systemu (nawet widżet prognozy pogody musiałem doinstalować), z kilkoma zaledwie firmowymi aplikacjami, zdecydowanie przydatnymi. Safeguard (ocenia integralność systemu operacyjnego, sposoby blokady ekranu i ochrony danych, itd., pokazując ogólny zabezpieczeń telefonu), legendarny BB Messenger, BB Meetings, lokalny bezpieczny magazyn haseł oraz znany z systemu BB10 BlackBerry Hub (można go wywołać z poziomu środkowego przycisku menu, podobnie jak Google Now). Marzę by ten ostatni był dostępny na inne urządzenia z Androidem - wszystkie aplikacje komunikacyjne, zgromadzone w jednym miejscu, a uzyskane z nich informacje prezentowane w sposób chronologiczny, ależ to jest wygodne! Będzie mi też brakowało niespotykanych w innych telefonach widżetów, wywoływanych z poziomu ikony – jeśli pod ikoną aplikacji widzimy trzy kropki, wystarczy przesunąć palcem w górę, by wywołać widżet, nie trzeba go do tego wrzucać na pulpit! Bez cienia złośliwości – jak dla mnie to znacznie większa innowacja, niż 3D Touch.
Nowe BlackBerry to zdecydowanie telefon biznesowy, warto jednak wspomnieć o jego pozostałych funkcjach. 18-megapikselowy aparat z optyką Schneider Kreuznach robi ponadprzeciętne zdjęcia, głośnik mono pod ekranem… jest, a Snapdragon 808 (2*1,8 GHz + 4*1,44 GHz) + 3 GB RAMu zdecydowanie wystarcza do płynnego działania w każdych warunkach. Obawiam się, że Priv, podobnie jak Passport, może skończyć jako ciekawostka, endemit, używany tylko przez grupkę pasjonatów. To byłaby wielka krzywda dla BlackBerry, które zdecydowało się na szaleńczy ruch porzucenia własnego systemu. Ruch świetny, szkoda, że zepsuty, hmmm... niefortunną nazwą.