Powoli, ale nieubłaganie – w sumie nie to, żebym narzekał – zbliżają się święta. Pora sypiącego (oby) śniegu, mrozu, wcześnie zapadających ciemności i... wizyt Świętego Mikołaja :) A skoro tak, to pora zagęścić ruchy na klawiaturze i wspomnieć nieco o kolejnych zabawkach. Tym razem ulubiony gadżet każdego mężczyzny, co nieco o graniu w pecetowe gry bez komputera, no i oczywiście telefon, a nawet dwa.
iRobot Roomba 980 – Odkurza jak człowiek
Prawda, że kochacie odkurzać? Ta rozkosz chodzenia po domu/mieszkaniu, wypatrywanie brudów, warkot odkurzacza, przepinanie kabla do kolejnych gniazdek... Dobra, żartowałem – nie znam nikogo, kto by lubił odkurzać. Znam za to wielu ludzi, którzy lubią, gdy tę pracę robi za nich robot.
Seria Roomba firmy iRobot to od lat synonim samojezdnego odkurzacza. Model 980 to rewolucja w porównaniu do testowanego przeze mnie 13 odcinków temu „880”. Przede wszystkim dlatego, że robot, którego ochrzciłem swojsko „Stefanem”, nauczył się dostępu do internetu. Teraz to pełnoprawne urządzenie Internetu Rzeczy, którego możemy choćby uruchomić z pracy, gdy z wizytą zapowie się nieoczekiwany gość, sprawdzić jak się czuje, czy przypadkiem się nie zaciął. Koniec długotrwałego programowania przez przyciski na obudowie – wystarczy aplikacja w smartfonie.
Przede wszystkim jednak 980 działa efektywnie i szybciej. Poprzedni model wydawał się poruszać po moim mieszkaniu losowo, a Stefan sprząta niczym człowiek! Serio, posuwa się po linii prostej wg. algorytmu do ściany-zawróć-do ściany, omijając oczywiście przeszkody po drodze. To m.in. dzięki wprowadzeniu w tym modelu kamery, która pomaga urządzeniu w sporządzeniu mapy sprzątanego pomieszczenia. Co więcej, odkurzacz analizuje sprzątaną powierzchnię i o ile na gładkiej podłodze jest cichszy niż poprzednik, to np. przy wjeździe na dywan moc wzrasta do nawet dziesięciokrotności poprzedniej. Efekt widać od razu. Taka służba w domu to ja rozumiem :)
Smartfony LG seria X – Korzyści większe od kompromisów.
O ile o flagowych smartfonach mówi się zdecydowanie najwięcej, mam przeczucie graniczące z pewnością, że sprzedaż, zarówno ilościowo jak i wartościowo, robi tzw. średnia półka. Kłopotem producentów jest jednak to, że wiedzą o tym wszyscy, podaż słuchawek jest olbrzymia, więc trzeba wymyślić coś, co pozwoli się wyróżnić.
„A gdyby tak zrobić serię telefonów, które miałyby jeden element charakterystyczny dla flagowca?”. Tak musieli kiedyś pomyśleć w R&D LG, a seria X udowodniła, że w tym szaleństwie jest metoda.
Ekran i bateria – to wyróżniki testowanych przeze mnie X Mach i X Power. Na czymś trzeba oszczędzić, więc w obu przypadkach mamy do czynienia z terminalami plastikowymi, ale nie brzydkimi. Lekkie, dobrze spasowane, przyjemne w dotyku, a przede wszystkim nie śliskie. W przypadku X Macha nawet z przyciskami przeniesionymi na tył (jak w G3 i G4) i czujnikiem odcisków palców.
Po nazwie mogłoby się wydawać, że wyróżnikiem Macha będzie prędkość, jednak tu istotą jest ekran. Rozdzielczość QHD to wciąż rzadkość w telefonach ze średniej półki, a 5,5-calowy ekran IPS LCD powoduje, że wizualna strona korzystania z tego telefonu to duża przyjemność. Czyż nie o to nam chodzi w smartfonach? X Power natomiast rozwiązuje popularny w dzisiejszych czasach problem „złotego środka”. Już nie musimy się zastanawiać, z czego zrezygnować, by bateria wytrwała do końca dnia. Ogniwo 4100 mAh mnie spokojnie wystarczało na półtora dnia, a myślę, że większość użytkowników będzie musiała ładować X Powera co 2-4 dni. Dla takiej baterii można nawet pójść na pewien kompromis z wydajnością.
Smartfony LG (i nie tylko) znajdziecie w naszym sklepie.
Nvidia Shield – Na pececie... bez peceta
Pamiętam jeszcze czasy, gdy granie na PC oznaczało najpierw zakup i złożenie odpowiednio mocnego desktopowego komputera, a potem – z roku na rok – wymianę komponentów tak, by bez problemu chodziły na nim nasze wymarzone gry. Co byście jednak powiedzieli na to, by zagrać „na pececie”... bez peceta?
Co prawda Nvidia Shield ma w nazwie „Android TV”, używanie jej wyłącznie do tej roli (a sprawdza się w niej świetnie) było marnowaniem jej możliwości. Wsparta 3 GB RAMu Nvidia Tegra X1, najbardziej zaawansowany procesor mobilny na świecie pozwala bowiem na coś do niedawna niespotykanego – pełnienie roli Klienta dla gier PC streamowanych z mieszczącego się we Frankfurcie europejskiego centrum Nvidii. Kupujemy dostęp do usługi (9,99€/miesiąc, pierwszy kwartał za darmo), możemy dokupić (w cenach sklepowych, ale dostajemy też kod Steam, który możemy odsprzedać) gry, ale jest też sporo starszych tytułów w które zagramy w ramach abonamentu. Efekt jest niesamowity, bo nie dość, że uruchomienie gry zajmuje maksimum 30 sekund (a instalacja nowej gry na PC może potrwać kilka godzin) to jeszcze większość produkcji uruchomimy w 1080/60fps. Do tego trzeba oczywiście spełnić minimalne warunki, z którymi mój domowy Orange Światłowód nie ma żadnego problemu, ale wystarczy 80 Mbps z pingami w okolicach kilkunastu milisekund. W zestawie mamy jeden pad, a jeśli nie chcemy wydawać na drugi, można podłączyć dowolny, pod warunkiem, że obsługuje Bluetooth. Można oczywiście grać też w gry Androidowe (działający koszmarnie przy dotyku Knights of The Old Republic jest wręcz stworzony do gry przy użyciu pada).
No i wygląd – dwa odcienie czerni, zielony świetlny akcent niczym ostrze laserowego noża. Urządzenie nie tylko funkcjonalne, ale i piękne.