PZPN słynie z "leśnych dziadków" a Legia może zasłynąć z "leśnego miodku" czyli tandemu Bogusław Leśnodorski (20 proc udziałów) i Dariusz Mioduski (80 proc), którzy kupili stołeczny klub od koncernu ITI. Obaj mówią, że to nowe wyzwanie, że pieniądze nie są najważniejsze, że chcą wprowadzić nową jakość, której wynikiem ma być klub liczący sie nie tylko w Polsce, ale również na arenie międzynarodowej. Dewizą według większościowego udziałowca ma być znany z Legii refren "Niepokonane miasto niepokonany klub".
Na skalę polskiego futbolu to na tym poziomie przejęcie spektakularne i rodzące jednocześnie szereg spekulacji. Mamy przecież szereg przykładów o nieudanych aliansach dużego biznesu, charyzmatycznych właścicieli i spektakularnych klęsk lub inwestycji, które nie spełniły oczekiwań. Najbardziej znane aliansy to: Józef Wojciechowski i Polonia Warszawa, Zygmunt Solorz-Żak i Śląsk Wrocław, Bogusław Ciupiał i Wisła Kraków, Janusz Filipiak i Cracovia. Teraz mamy kolejny przykład zaangażowania biznesowego ludzi, którzy w biznesie odnieśli spektakularne sukcesy. Chyba nikt nie wierzy w to, ze działają bezplanowo i że zaryzykują całe majątki w niepewny interes. Na funkcjonowanie takiego klub poza deklarowanym przez obu panów przywiązaniem do barw, miłością do futbolu trzeba mieć rocznie jeszcze wiele milionów, które ktoś musi zarobić, by Legia mogła wydać.
Dziś tylko spekulujemy, co się stanie dalej, czy wejdzie strategiczny inwestor, czy jest inny pomysł na klub. Myślę, że to początek, a nie koniec finansowych wiadomości z Łazienkowskiej. To w dobie posuchy reprezentacyjnej czy klubowej, gdzie jesteśmy słabeuszami Europy dobrze, że ktoś widzi w polskiej piłce potencjał.