Wczoraj gdzieś przeczytałem o kątwie Nike. To znaczy, ci którzy występowali w reklamie tej firmy na mundialu nie zachwycają (Cristiano Ronaldo, Fabio Cannavaro czy Wayne Rooney) lub ich nie ma jak Ronaldinho. Tych pierwszych trzech ma jeszcze szanse klątwę przełamać. Ale inna okazała się znacznie bardziej skuteczna.
To klątwa irlandzka (o ile oczywiście taka była), która dotknęła Francję. Po absolutnie żenującym występie Franców w RPA, chyba duża część ich kibiców żałuje, że wogóle tam pojechali, a nie przegrali honorowo z Irlandczykami w barażach. Trójkolorowi pod wodzą wroga publicznego nr 1 we Francji Raymonda Domenecha przegrali w gorszym stylu niż Polacy na MŚ 2006, choć podobnie jak my byli pierwszą druzyną, która odpadła z Mundialu. A to boli podwójnie. Chyba jednak najbardziej klęska boli Thierrego Henry, który teraz kończy reprezentacyjną karierę, a w wielu krajach zostanie zapamiętany jako oszust, a nie jako wirtuoz piłki. Z jednej strony szkoda takiego gracza, z drugiej może ktoś pamiętając jego przykład kiedyś uczciwie powie na boisku, że była ręka. Ale chyba sam w to nie wierzę.
Dziś mundialowa klątwa może dotknąć Anglików, którzy kiedyś w RPA rządzili i były to równie łagodne i sprawiedliwe rządy, co Rosjan w Czeczenii. Choć kiedyś w Afryce Południowej narodził się bohater Imperium Brytyjskiego Winston Churchill, który na czele konnego regimentu jako jeden z pierwszych wjechał do Pretorii. A pytanie kto dziś wjedzie z piłką do bramki Słowenii dając Anglikom awans i oszczędzając pilkarskiej hańby Francji.