Czy może być gorzej niż źle. Jak najbardziej. Udowodnili to koszykarze, którzy przegrali najpierw z Gruzją, a później z najsłabyszmi Czechami. Tym samym tegoroczny Eurobasket mamy już z głowy ... chyba, że pokonamy Słowenię, Chorwację i Hiszpanię, która gra jak równa sobie z gwiazdami NBA. Kto interesuje się koszykówką wie, że scenariusz trzech pod rząd polskich zwycięstw z tymi zespołami może powstać tylko w głowie pisarza Sci-Fi.
Dziś szansę na dorównanie koszykarzom mają pilkarze. Jeśli przegrają z Czarnogórą albo zremisują na Stadionie Narodowym to koniec marzeń o MŚ 2014. Jeśli jednak wygrają, to oprócz trzech punktów z San Marino, trzeba tylko pokonać Ukrainę w Charkowie i Anglię w Londynie na Wembley. To ostatnie szczególnie w aspekcie naszych historycznych dokonań i formy obecnej kady wydaje się bardzo łatwe... oczywiście znów dla autora science fiction.
A nam bardziej niż matematyka czy science fiction przydałby się inny prąd literacki - zwany pozytywizmem, który w XIX wieku prezentowali m.in. Prus, Sienkiewicz czy Orzeszkowa. Dla nich ważna była praca u podstaw (choć podszyta jeszcze romantyzmem), budowanie bazy, na której będzie szansa na drużyny, które nie będa się bały Gruzjki, Czarnogóry, Czech, Mołdawii, czy innych potęg koszykarskich czy też piłkarskich. Życzę dziś miłej "lektury", tym którzy z nadzieją usiądą dziś przed telewizorem czy na stadionie o 20.45.