Odpowiedzialny biznes

Piłka przyklejona do Angela di Marii

Marcin Dąbrowski Marcin Dąbrowski
30 maja 2014
Piłka przyklejona do Angela di Marii

Z jednej strony wszystko to, co działo się na boisku. Z drugiej – twarze na trybunach i ławkach rezerwowych. Finał telewidzowie mogli oglądać z dwóch perspektyw. Obie opowiadały tę samą historię w kompletnie inny sposób. Xabi Alonso po golu strzelonym przez Real wyskoczył ze swojego boksu na widowni i pomknął gdzieś w nieznane z radości, a wcześniej nerwowo ściskał kolegów na różne sposoby. Piłkarz Atletico ukrył twarz w dłoniach i nawet nie drgnął, topiąc się w smutku. Rezerwowi Realu po każdej nieudanej akcji w końcówce meczu łapali się za głowy, z niedowierzania uderzali w barierki, a tymczasem bramkarz Atletico Courtois chwytał piłkę z takim spokojem, jakby bawił się na podwórku. Była też trzecia perspektywa, o czym przypomnieli dziennikarze Przeglądu Sportowego. W 93. minucie na trybunie prasowej wszyscy przeklinali Ramosa, bo gotowe teksty trzeba było wyrzucić do kosza, by zacząć pisać od nowa…

W meczu były trzy perspektywy, a w Realu miały być trzy gwiazdy. Cristiano Ronaldo wyróżniał się właściwie jedynie strzałami ze stałych fragmentów gry, Iker Casillas popełnił dwa rażące błędy – po jednym z nich padła bramka, a Gareth Bale, zanim wyprowadził Real na prowadzenie, choć trzykrotnie wypracowywał sobie pozycję do strzału, za każdym razem nie trafiał w światło bramki. Pewnie bez najlepszego piłkarza świata, bez kapitana i bez gracza kupionego za około 90 mln euro Real do finału by nie dotarł, ale faktem jest, że to nie oni odegrali pierwszoplanowe role. Nie zawsze Ci, którzy zdobią nagłówki gazet, królują na boisku. O Ronaldo, Casillasie i Bale’u pisze się najwięcej, ale najlepszym piłkarzem meczu został uznany - pozostający na co dzień w cieniu - Angel di Maria.

Argentyńczyk szarżował jak natchniony na lewym skrzydle. To Bale strzelił bramkę na 2:1, ale wcześniej Di Maria rozszarpał obronę Atletico, jednym zwodem gubiąc dwóch rywali - w sposób, który na tym poziomie i przy takim zmęczeniu po prostu nie mógł mieć miejsca. W pierwszej połowie został powalony na ziemię po imponującym rajdzie od połowy boiska, gdy piłka po prostu przykleiła mu się do buta i nie chciała odskoczyć choćby na kilka milimetrów. Trudno uwierzyć, że faulujący otrzymał wtedy jedynie żółtą kartkę. Ten faul niezwykle rozzłościł drugiego najbardziej wartościowego gracza meczu – Sergio Ramosa. Na tyle, że obrońca za przepychanki zobaczył żółtą kartkę. Wcześniej Ramos zaliczył interwencję, po której mógł strzelić samobója, ale poza tą wpadką imponował. Zanim w ostatnich sekundach przed ostatnim gwizdkiem wygrał powietrzny pojedynek i dał Realowi nowe życie, uprzedzał rywali w pojedynkach główkowych, potrafił też wybić piłkę z własnego pola karnego przewrotką. Był wszędzie, do końca nie stracił nadziei i zachował koncentrację.

Mieliśmy już erę Barcelony, mieliśmy mieć erę Bayernu, teraz można przewidywać erę Realu… Faktem jest jednak, że w światowej czołówce od lat utrzymuje się kilkanaście drużyn i ich obecność w decydujących fazach pucharów i na szczycie rozgrywek ligowych jest sukcesem - nawet jeśli nie triumfują. Dlatego wstrzymajmy się z ogłaszaniem zmierzchu czy początku nowej epoki. Czy wygra Real – być może już z Luisem Suarezem, Bayern – z Lewandowskim, Barcelona – z Luisem Enrique w roli trenera, czy może pojawi się ktoś niedoceniany, na miarę tegorocznego Atletico – przekonamy się wkrótce.


Oferta

Promocja doładowań przez stronę internetową

Wojtek Jabczyński Wojtek Jabczyński
30 maja 2014
Promocja doładowań przez stronę internetową

Jeśli potrzebujecie zasilić komórkę polecam promocję dzięki, której dostaniecie ekstra 20 procent kwoty doładowania na konto promocyjne. Dodatkową kasę możecie wykorzystać na rozmowy i SMS-y w Orange oraz transmisję danych. Żeby skorzystać musicie doładować się dowolną kwotą poprzez stronę internetową www.doladowania.orange.pl. Bonusy wynoszą odpowiednio: 1 zł za doładowanie 5 zł ważne przez 14 dni, 2 zł za 10 zł ważne 14 dni, 5 zł za 25 zł ważne 14 dni, 8 zł za 40 zł ważne 14 dni, 10 zł za 50 zł ważne 31 dni, 20 zł za 100 zł ważne 31 dni i 40 zł za 200 zł ważne 31dni. Z promocji, która potrwa do 30 czerwca, mogą skorzystać użytkownicy wszystkich taryf na kartę i Mix.

73d898f48e4310fe0dce77d50396af5dab8

 


Bezpieczeństwo

Bankomat vs. Bieszczady

Michał Rosiak Michał Rosiak
29 maja 2014
Bankomat vs. Bieszczady

Gdybym swoje opinie o życiu w cyber-przestrzeni czerpał tylko z branżowych konferencji, podejrzewam, że wyprowadziłbym się w Bieszczady i żył w samotni w towarzystwie niedźwiedzi i innych równie uroczych okazów tamtejszej flory. A na pewno z dala od internetu... Takie wrażenia towarzyszyły mi podczas słuchania kolejnych prezentacji na konferencji CONFidence 2014. W tym roku post-industrialne wnętrza wymarłego krakowskiego hotelu Forum gościły czołowych specjalistów od bezpieczeństwa IT z Polski i Europy, którzy pojawili się pod Wawelem już 10. raz. Jak było?

Różnie. Chwilami wesoło, jak podczas prezentacji niezwykle charyzmatycznego Chrisa Nickersona, ciekawie (gdy Paweł Goleń opowiadał o tym, jak najbezpieczniej potwierdzać e-przelewy), czasami... niezrozumiale – w moim przypadku zawsze, gdy prezentacja okazywała się być baaardzo techniczna (dla mnie nazwa C++ to wciąż tylko dziwna mieszanka liter i matematyki), zazwyczaj jednak po prostu smutno, lub wręcz przerażająco. No bo jak określić sytuację, gdy prezenter sypie jak z rękawa rozmaitymi podatnościami systemów SCADA (Supervisory Control And Data Acquisition), odpowiedzialnych za zarządzanie np. elektrowniami, czy miejskimi wodociągami? Albo opowiada jak duże systemy biznesowe wystarczająco ładnie poproszone same podadzą nam hasła, pozwalające na wprowadzanie w nich zmian? Jak rozwiązania, pozwalające np. zdalną kontrolę systemów alarmowych mają domyślnie ustawiane hasła o długości... czterech znaków, a na dodatek mogą je wysłać do napastnika otwartym tekstem?

Uważacie, że tak naprawdę wy, jako użytkownicy, nie macie z tym wszystkim nic wspólnego? A co powiecie na to, że – przynajmniej w opinii Yaniva Mirona i tajemniczego „M C” – nie ma bankomatu, którego nie da się okraść (a przynajmniej oni takiego nie spotkali)? Urządzenia, których odporność na atak testowali, okazywały się być wyposażone w trywialnie łatwe do otworzenia zamki, niedziałające (!) systemy alarmowe, dyski na których (zamiast niegdysiejszych drukarek) gromadzone są pełne dane milionów (!) kart, z których dokonywano wypłat, okazały się być nieszyfrowane i łatwe do skopiowania, oprogramowanie urządzenia bez problemów pozwalało na instalację złośliwego oprogramowania, zaś kamery albo nie działały, albo nie wywoływały reakcji ochrony. A przecież, żeby okraść bankomat, niekoniecznie trzeba wyciągać z niego pieniądze...

Jeśliby poszukać części wspólnej w prezentacjach, które zrozumiałem ;), w większości przypadków był nią – cóż za niespodzianka – człowiek. Najpierw ten, który oszczędza na zasobach (czasie/pracy/pieniądzach) i albo wypuszcza na rynek „dziurawy” produkt. Potem ten, który świadom kosztów wprowadzenia zmian, udaje, że nic się nie dzieje. Na koniec zaś ten, któremu nie chce się zastanowić zanim coś zrobi, reaguje automatycznie, a potem płacze. Co ciekawe, Chris Nickerson wcale nie odsądza od czci i wiary tych ostatnich, wysuwając teorię, że skoro użytkownik robi coś głupiego, to znaczy, że został źle nauczony. A kto miał go nauczyć? Oczywiście „branża”, czyli my. Nie da się ukryć, że coś w tym jest. Szereg przytoczonych przez Chrisa przykładów udanych socjotechnicznych ataków (najbardziej podobał mi się ten, gdy wraz z kolegą przebrali się za pracowników elektrowni i nawet nie musieli się zbytnio starać, bo ochroniarze wręcz wciągnęli ich do pomieszczeń serwerowni dużej firmy i... zostawili samych) wskazuje, że roboty niestety nie zabraknie. A jeśli ktoś wciąż nie daje się przekonać, zamiast mówić, co złego może się stać, trzeba po prostu to zrobić. Nic lepiej nie uświadomi ryzyka kradzieży kieszonkowej, niż stukający nas w ramię policjant w cywilu, wręczający nam „bezpiecznie” schowany portfel.

Scroll to Top