Koniec wakacji, czas do szkoły. Wiedzą to dzieci, wiedzą też piłkarze, szczególnie Lecha Poznań, Ruchu Chorzów, Śląska Wrocław i Legii Warszawa. Po klęsce w europejskich pucharach wszyscy wracają do szkółki piłkarskiej zwanej potocznie Ekstraklasą. Pytanie tylko czy dobrze w tej szkółce uczą skoro do żadnej lepszej szkoły nie możemy się dostać.
Jeszcze w ubiegłym roku niemal wszystko było pięknie. Wisła i Legia wyszły z fazy grupowej Ligi Europejskiej. Stadiony budowały się jeden za drugim. Wylosowaliśmy najłatwiejszą grupę na Euro – i gdyby nie blamaż z Włochami w końcówce roku byłoby niemal pięknie.
Rok 2012, który miał być przełomowym rokiem i stworzyć koniunkturę na piłkę nożną na razie przynosi same rozczarowania. Najpierw błyskawicznie w lutym odpadły z pucharów Legia i Wisła. Później końcówka naszej ligi, gdzie każdy kandydat do tytułu słabł w oczach – efekt mamy chyba najsłabszego mistrza od wielu lat. Później przyszła klęska na Euro 2012 – ostatnie miejsce w najsłabszej grupie. Za tym poszła zmiana trenera, ale nie zmiana stylu gry – blamaż w Estonii. Równocześnie odbywały się zawody na najbardziej żenujące odpadnięcie z pucharów. Tę konkurencję dla mnie wygrał Śląsk Wrocław, który jaka rasowa hokejowa drużyna traci po pięć bramek na mecz, ośmieszając się w Europie, a i przy okazji na ligowych boiskach.
Wróciliśmy do szkółki, która wygląda na podstawówkę. Tymczasem już za chwileczkę czekają nas sprawdziany - w dzisiejszej rzeczywistości - na miarę matury. Za tydzień gramy pierwszy mecz Eliminacji do Mistrzostw Świata 2014. Czarnogóra jako państwo istnieje dopiero 6 lat i ma około 700 tys mieszkańców - czyli ponad 50 razy mniej niż Polska. Niestety nie wygląda na to, że mamy 50 razy więcej talentów piłkarskich niż oni, raczej mamy 50 proc. szans na wygrana z krajem, który nie dał się pokonać Anglii ani u siebie, a nie na Wembley. Później w eliminacjach czeka nas niewiele starszy i ludniejszy kraj Mołdawia, którego piłka jest na podobnym poziomie do naszej – czyli po prostu nic nie znaczy w Europie.
Kiedyś zastanawiałbym się ile jednym i drugim dokopiemy – dziś drżę o wyniki. Czy potrzebnie? Może ktoś podbuduje moją wiarę…

Michał Rosiak
Rozwiązaniem jest uwierzytelnianie dwuskładnikowe, na zasadzie „coś, co wiem” + „coś, co mam”. Mówiąc jaśniej :) – to pierwsze, to hasło (mimo wszystko, najlepiej mocne), drugie zaś to np. telefon komórkowy. W czasach, gdy nasycenie kartami SIM nawet w Polsce przekracza 100 procent, coraz więcej terminali to smartfony, a znacznie ponad połowa Polaków czułaby się źle, wychodząc z domu bez telefonu, trudno wyobrazić sobie lepszy „nośnik” drugiej części hasła. Z tego typu ochrony mogą od jakiegoś czasu korzystać użytkownicy usług Ggle, SMS z dodatkowym kodem jest też używany przez internetowe banki do autoryzacji przelewów. W przypadków posiadaczy telefonów komórkowych w sieci Orange dwuskładnikowe uwierzytelnianie jest wymagane w przypadku istotnych działań na koncie abonenckim, jak zmiana planu taryfowego, czy zamawianie usług.