Nasza historia ma ciąg dalszy. Przy okazji poprzedniego odcinka zasugerowałem, żeby w kolejnej części pojawiła się historia w jaki sposób poznali się nasi bohaterowie. I proszę bardzo. Już jest. Niezawodny ziemowy już po raz drugi pchnął do przodu nasze opowiadanie. Kto następny? A może macie jakieś sugestie w którym kierunku ma pójść nasza historia? Wasze propozycje ciągu dalszego jak zwykle przysyłajcie do mnie: krzysztof.swidrak2@orange.com. A poniżej nowy fragment naszego opowiadania:
„Brzdąc” już zniknął za zakrętem po drugiej stronie mostu. Szybciej! – jego krzyk wydawał się już trochę przytłumiony.
„Piegowaty” pozostał sam z przeprawą przez podziurawiony most. Przez jego głowę przewijało się tysiące myśli, przypomniał sobie moment w którym poznali się z „Brzdącem”.
Rok temu wybrał się na spacer do parku. Było deszczowe, jesienne popołudnie, ale „Piegowaty” nie miał wyjścia. Musiał zebrać trochę kasztanów na zajęcia plastyczne, a że wszystko odkładał na ostatnią chwilę, wyprawa była obowiązkowa. Zaczęło padać coraz mocniej więc postanowił nieco przyspieszyć. Śliska alejka pokryta warstwą liści okazała się bardzo nieprzyjazna dla biegaczy. „Piegowaty” poślizgnął się i przewrócił na prawą nogą. Ból przeszył całe jego ciało. Krzyknął tak donośnie, że nieliczne ptaki ukryte w konarach drzew poderwały się w jednej chwili i odleciały. „Piegowaty” spojrzał na zakrwawioną nogę.
Rozcięcie miało kilka centymetrów długości i obficie krwawiło. Pomocy!
– te słowa brzmiały prawie jak szept. „Piegowaty” nie miał siły by wydać donośniejszy dźwięk. Na pomoc! – tym razem okrzyk był trochę głośniejszy. Rozejrzał się wokół siebie, w parku nie było żywej duszy.
No tak, kto by w takiej pogodzie spacerował po parku – pomyślał sobie.
Wykrwawię się tu! – powiedział do siebie cicho. Z jego oczu popłynęły łzy.
W tym momencie w odległości około 100 metrów dostrzegł niewyraźną postać. Przez łzy nie był pewny czy to co widzi jest prawdziwe.
Pomocy! – krzyknął jeszcze raz, mając nadzieje, że jego umysł nie płata mu żadnego figla.
Gdy ręką otarł oczy dostrzegł chłopaka swoim wieku. W jednej ręce trzymał parasolkę a w drugiej jakąś torebkę.
– Hej kolego, co Ci się stało? – powiedział nieznajomy. „Piegowaty”
nic nie odpowiedział.
– Paskudnie wygląda ta rana, daj, opatrzę ją – nieznajomy wyciągnął z torebki chusteczki i bandaż. Oczyścił ranę i założył opatrunek. – Nie jest tak źle, jak na początku wyglądało. – uśmiechnął się i dokończył opatrywanie rany.
– Możesz wstać? Choć pomogę Ci, nie możesz siedzieć tu tak siedzieć! – podniósł głos nieznajomy – chwycił go za rękę i podniósł z ziemi.
– Dzięki! – powiedział przez łzy „Piegowaty” – jak się tu znalazłeś?
Skąd miałeś apteczkę? – trochę już oprzytomniał i zaczął przyglądać się nieznajomemu.
– Lubię takie spacery w deszczu. Jest pusto i można dużo rozmyślać.
Apteczkę zawszę noszę ze sobą, mama mi ją dała od kiedy ostatniej wiosny mocno się poturbowałem na rowerze. Jestem „Brzdąc” a Ty?
– „Piegowaty” – uśmiechnął się do nowopoznanego kolegi. – Jestem Twoim dłużnikiem! – dodał.
W tym momencie „Piegowaty” poczuł, że pod jego stopami nie ma już mostu przez który biegł. Zobaczył jedynie oślepiające białe światło.
Zaczął spadać.
– „Brzdąc!!!!” – tylko tyle zdążył wykrzyczeć.