Tydzień w głębokich lasach mazurskich i suwalskich przy temeraturach znanych w maju tylko na Grenlandii skłania do refleksji. Zwłaszcza, że piłkarsko tydzień był bardzo gorący i rozpoczęty racami kibiców Lecha i Legii kończy się politycznymi fajerwerkami od lewa do prawa sceny politycznej.
Marek kilka dni temu dodał wpis "Porażka futbolu". To jaki ja powinienem dać tytuł - patrząc na to co się dzieje w naszej, ale nie tylko naszej piłce nożnej. W końcu biegający po murawie kibice niemieccy Eintrachtu Frankfurt czy grożący we Francji córce trenera Jeana Tigany kibice Bordeaux nie odstają od polskiej "normy".
Ale jak wyjeżdżałem na polski biegun zimna, to kibice, pseudokibice byli jeszcze kojarzeni z piłką nożną. Jak wróciłem okazało sie, że to siła polityczna i to nie tylko w ich mniemaniu. W końcu Staruch z Legii przed demonstracją przed meczem z Koroną Kielce mówił, kto nie da rady Tuskowi jak, nie "my kibice". Podobnie mówiono w Poznaniu. Nagle okazało się, że panowie biegający po murawie w Bydgoszczy i dewastujący trybuny, to nie bandyci, pseudokibice, etc. ale uciśniona grupa społeczna, których trzeba bronić, a którzy odwdzięczą się krzyżykiem na kartce wyborczej, albo pogrzebią szanse konkurencji.
Była Polska Partia Przyjaciół Piwa w Sejmie, dlaczego nie wprowadzić Polską Partię Pseudokibiców, lub Polską Partię Chuliganów. W końcu jest koniunktura na piłkę nożna przed Euro 2012 - więc dlaczego jej nie wykorzystać -wybory parlamentarne za pasem. Już widzę jak poseł Litar z Wiary Lecha wita Platiniego na stadionie Lecha, a na rozpoczęciu ME w Warszawie Staruch z Żylety ściska dłoń delegacji UEFA i wspólnie raczą się kieliszkiem szampana w loży VIP rozmawiając - oczywiście na migi - o problemach piłki we współczesnym świecie, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii bezpieczeństwa na stadionach.