Rozmowa z moim rodzonym bratem o piłce nożnej zawsze zawiera dużą porcję wspomnień. Wracamy zawsze do tych meczów, które oglądało się "pod sufitem". To lewitowanie dzięki emocjom. Od sobotniego popołudnia do wczorajszych godzin wieczornych, wraz z nim lewitowałem przed szklanym ekranem podczas dwóch spotkań. Wszystko przez to, że jest kibicem Arsenalu.
Ale jak tu "nie lewitować pod sufitem" skoro Wojtek Szczęsny tworzy oto takie cuda na kiju:
Komentarz brata, który z emocji zdarł tynk głową z sufitu: "Obrona weekendu, miesiąca, sezonu". Nie popadłem aż w taki hurraoptymizm, ale to jest niesamowicie budujące. Do mistrzostw Europy dziewięćdziesiąt dni z hakiem, a tu taka forma, takie parady.
I ten wczorajszy wieczór. Przed meczem zagaił, "Pamiętasz? Liga Mistrzów, rok 2004, ćwierćfinałowy mecz Deportivo-Milan?" - zapytał. "Pamiętam, 1:4, rewanż 4:0" - odpowiedziałem lakonicznie. "A pamiętasz finał w Istambule? Liverpool-Milan. 0:3 w pierwszej połowie dla Mediolańczyków, a co w drugiej części? Szybkie odrabianie strat i karne ze słynnym "Dudi Dance". Popatrzyłem na Niego, i wiąże sobie wszystkie te fakty sznurkami. Jakąś słabość ma ten Milan z tymi wysokimi wynikami. Jednak musiałem Go jakoś podirytować. "Ibra-kadabra i czarodziejskie trzy brameczki w czarujące 15 minut z Palermo, Chłopcze" - spuentowałem.
Pierwszy gwizdek. Mecz oglądamy w Internecie, bo główny kanał "n" nie wierzył tak mocno w odrabianie strat. Mecz został puszczony na kanale premium. Ważne, ze mamy obraz, niestety mieliśmy też fonię z polskim komentarzem... Rzuciłem tak sobie z niczego "Jak wrzucą trzy do przerwy, to awansują". Jeden do zera - Koscielny: brat całymi plecami dotyka sufitu. Dwa do zera - Rosicky: brat przeżywa mecz bez koszulki, nadal przyklejony do sufitu. Trzy do zera - Van Persie: Przebił się do sąsiadów. Ale wrócił na przerwę. Żeby się nie unosić mocno trzymał się krzesła, a ta druga odsłona trwała nie dłużej jak przygotowanie herbaty. Nawet angielskiej. Wojtek znowu broni sytuacje "sam na sam", Van Persie nie wykorzystuje sytuacji "sam na sam". Końcowy gwizdek? Nie widziałem. Nie słyszałem, bo z nerwów zostało wyłączone okienko z obrazem meczu...
PS. Daniel, przepraszam, że w ostatnich minutach śpiewałem specjalnie dla Ciebie "Graj mi piękny Cyganie". Naprawdę chciałem poprawić Ci humor.