Pozostajemy w terminologii dziecięcej. Jarek mówił wczoraj o zabieraniu zabawek do innej piaskownicy, dziś piszę o innym zachowaniu znanym głównie z placów zabaw.
Było sobie tak - rok 2008, Polonia Warszawa kończy sezon na 7. miejscu w drugiej lidze. Właściciel klubu Józef Wojciechowski wykupuje udziały w spółce Groclin-Dyskobolia. Wszyscy piłkarze Groclinu zostają wchłonięci przez Polonię, która otrzymuje licencję na grę w ekstraklasie. Tak uzyskany awans staje się brzemieniem dźwiganym przez lata, podstawą dla kibiców zwaśnionych drużyn do szyderczych sformułowań.
Do klubu przychodzą kolejni trenerzy, jeszcze szybciej są zwalniani. Przychodzą i znakomici piłkarze, zresztą za grubą kasę, by później funkcjonować pod nierozsądną presją właściciela. Media żyją ekscentrycznymi wypowiedziami Wojciechowskiego, który sukcesu oczekuje tu i teraz. Nieposłuszni piłkarze trafiają do Klubu Kokosa. Pobite gary, koniec zabawy. Właściciel ma dość niezadowalających wyników i sprzedaje klub Ireneuszowi Królowi. Ten początkowo chce zrobić z Polonii klub KP Katowice, ale odchodzi od pomysłu pod presją kibiców. Później przestaje płacić, składa całą serię obietnic, łącznie z tą słynną „Jestem w Wiedniu, robię przelew”, by w końcu wykrzyknąć - pobite gary! - i złożyć wniosek o upadłość. Piłkarze rozwiązują kontrakty z winy klubu. Mimo, że zespół prowadzony przez Piotra Stokowca kończy sezon na 6 miejscu, kolejny rozpoczyna w IV lidze. Dziś Polonia, dzięki zaangażowaniu kibiców, wiedzie już nowe życie - w historycznych koszulkach, z nowym sponsorem i na antenie Orange Sport.
Podobny scenariusz może wkrótce ziścić się we Wrocławiu. Tam też było pięknie, gdy jedna ze spółek Zygmunta Solorza-Żaka przejmowała Śląsk. Od tego czasu zespół był w lidze drugi, pierwszy i trzeci, zagrał też w finale Pucharu Polski, potrafił zabłysnąć w Europie. Tyle tylko, że na działce obok stadionu nowy właściciel Śląska miał postawić galerię handlową. Ta jednak nie powstanie, a dziurę pod nią wykopano. Za ile? Większościowy właściciel (51% udziałów) twierdzi, że za około 30 mln zł, miasto Wrocław wycenia te prace na kilkanaście milionów. Ważne jednak, że brak galerii to już „pobite gary” - skoro pieniędzy za dziurę nie udało się odzyskać, właściciel przestał finansować klub. Ciężar utrzymania Śląska wzięło na siebie miasto (49% udziałów), a w ratuszu zaczęto obmyślanie planu, jak przejąć większość udziałów.
Co się musi wydarzyć, aby Śląsk przejął klub? Cytując sport.pl - „najpierw sąd na wniosek miasta musi wyznaczyć zarządcę przymusowego, potem biegły musi oszacować wartość Śląska, a ostatecznie klub zostanie zlicytowany”. Ryzyko? Licytację może wygrać każdy, łącznie ze spółką Zygmunta Solorza-Żaka. Poza tym w imieniu miasta do licytacji stanie nowa spółka, WKS Śląsk S.A. i nie ma pewności, że otrzyma licencję na grę w ekstraklasie. Efekt może być więc taki, że Śląsk nowy sezon zacznie od 4. ligi albo jeszcze niżej, choć prezes Dolnośląskiego ZPN, Andrzej Padewski, zapewnia na łamach tvn24.pl: - Nowy podmiot dopełnił już wszelkich formalności związanych z członkostwem w PZPN (...) Nic nie stoi na przeszkodzie, aby stał się on pełnoprawnym uczestnikiem rozgrywek ekstraklasy.
Jak spółka Solorza-Żaka zareagowała na działania miasta? Powołała drugiego członka zarządu i złożyła w sądzie wniosek o upadłość. Jacek Masiota, prawnik reprezentujący drugą stronę, czyli miasto Wrocław, tłumaczy na łamach tygodnika „Piłka Nożna”, że we wniosku dostrzegł błędy formalne. Zdaniem Masioty wniosek zostanie odrzucony i został złożony tylko po to, by zyskać na czasie. – (…) Gdyby jednak dokument został uznany, klub ulegnie likwidacji - tłumaczy Masiota w „PN”. Miasto Wrocław z kolei powołało nowego prezesa klubu - Krzysztof Hołub zastąpił Piotra Waśniewskiego, do którego, podobno, miasto nie miało pełni zaufania.
Kapitan Śląska, Sebastian Mila, zapewnia na twitterze, że zespół będzie gotowy do najbliższego meczu i do wszystkich kolejnych. Cóż jednak z tego, skoro pewnego dnia może się okazać, że wynik na boisku okryje się cieniem walki głównych udziałowców. Wtedy i Sebastian Mila, i każdy inny piłkarz zespołu, będzie zmuszony wykrzyknąć „pobite gary!”, a zespoły ekstraklasy zasili cały zaciąg graczy Śląska, tak jak niedawno stało się z piłkarzami Polonii Warszawa.