Odpowiedzialny biznes

Polska-Bułgaria 3:…

Bartosz Nowakowski Bartosz Nowakowski
24 września 2013
Polska-Bułgaria 3:…

Rozegrałem wszystkie warianty w głowie dla dzisiejszego meczu Polska-Bułgaria. To znaczy, przyjąłem tylko trzy. 3:0, 3:1, 3:2. Dziś cyfra "trzy" będzie szczęśliwa dla Polaków.

3:0

Wychodzimy i "wbijamy" Bułgarów w parkiet. Średnio 15 punktów na set zdobywa Bartosz Kurek, resztę dorzuca Marcin Możdżonek. W skrócie - gra to jakaś godzinka plus prysznic. I chłopaki są wolni, mogą wyjść na nocne podziwianie Monciaka. Tylko bez większych hulanek, bo mecz z Niemcami. W każdym razie mogą sobie pozwolić na łyk bułgarskiego winka.

3:1

Wychodzimy i pokazujemy Bułgarom grę w siatkówkę. Bartosz Kurek zdobywa minimum 10 punktów, swoje robi Możdżonek. Potrzebny do wsparcia będzie Jarosz. Prysznic konieczny, winko też można wypić, ale spacer Monciakiem już lekko skrócony.

3:2

Pokazujemy Bułgarom, że jesteśmy mocniejsi psychicznie i walczymy do końca. Oprócz Kurka, Możdżonka, Jarosza, trener Anastasi może liczyć na Michała Kubiaka, Fabiana Drzyzgę i 11 tysięcy gardeł, które będzie w hali. Na końcówki setów, co prawda nie w czarnych skórzanych rękawiczkach, ale w długich białych rękawkach, wchodzi cichy zabójca asów serwisowych Michał Ruciak, który celuje w zwycięstwa setów i meczu. Po spotkaniu szybki prysznic i spać, bo mecz z Niemcami lada chwila.

Innych wariantów dziś nie przyjmuję.


Odpowiedzialny biznes

„Pobite gary!” Śląsk Wrocław jak Polonia Warszawa?

Marcin Dąbrowski Marcin Dąbrowski
24 września 2013
„Pobite gary!” Śląsk Wrocław jak Polonia Warszawa?

Pozostajemy w terminologii dziecięcej. Jarek mówił wczoraj o zabieraniu zabawek do innej piaskownicy,  dziś piszę o innym zachowaniu znanym głównie z placów zabaw.

Było sobie tak - rok 2008, Polonia Warszawa kończy sezon na 7. miejscu w drugiej lidze. Właściciel klubu Józef Wojciechowski wykupuje udziały w spółce Groclin-Dyskobolia. Wszyscy piłkarze Groclinu zostają wchłonięci przez Polonię, która otrzymuje licencję na grę w ekstraklasie. Tak uzyskany awans staje się brzemieniem dźwiganym przez lata, podstawą dla kibiców zwaśnionych drużyn do szyderczych sformułowań.

Do klubu przychodzą kolejni trenerzy, jeszcze szybciej są zwalniani. Przychodzą i znakomici piłkarze, zresztą za grubą kasę, by później funkcjonować pod nierozsądną presją właściciela. Media żyją ekscentrycznymi wypowiedziami Wojciechowskiego, który sukcesu oczekuje tu i teraz. Nieposłuszni piłkarze trafiają do Klubu Kokosa. Pobite gary, koniec zabawy. Właściciel ma dość niezadowalających wyników i sprzedaje klub Ireneuszowi Królowi. Ten początkowo chce zrobić z Polonii klub KP Katowice, ale odchodzi od pomysłu pod presją kibiców. Później przestaje płacić, składa całą serię obietnic, łącznie z tą słynną „Jestem w Wiedniu, robię przelew”, by w końcu wykrzyknąć - pobite gary! - i złożyć wniosek o upadłość. Piłkarze rozwiązują kontrakty z winy klubu. Mimo, że zespół prowadzony przez Piotra Stokowca kończy sezon na 6 miejscu, kolejny rozpoczyna w IV lidze. Dziś Polonia, dzięki zaangażowaniu kibiców, wiedzie już nowe życie - w historycznych koszulkach, z nowym sponsorem i na antenie Orange Sport.

Podobny scenariusz może wkrótce ziścić się we Wrocławiu. Tam też było pięknie, gdy jedna ze spółek Zygmunta Solorza-Żaka przejmowała Śląsk. Od tego czasu zespół był w lidze drugi, pierwszy i trzeci, zagrał też w finale Pucharu Polski, potrafił zabłysnąć w Europie. Tyle tylko, że na działce obok stadionu nowy właściciel Śląska miał postawić galerię handlową. Ta jednak nie powstanie, a dziurę pod nią wykopano. Za ile? Większościowy właściciel (51% udziałów) twierdzi, że za około 30 mln zł, miasto Wrocław wycenia te prace na kilkanaście milionów. Ważne jednak, że brak galerii to już „pobite gary” - skoro pieniędzy za dziurę nie udało się odzyskać, właściciel przestał finansować klub. Ciężar utrzymania Śląska wzięło na siebie miasto (49% udziałów), a w ratuszu zaczęto obmyślanie planu, jak przejąć większość udziałów.

Co się musi wydarzyć, aby Śląsk przejął klub? Cytując sport.pl - „najpierw sąd na wniosek miasta musi wyznaczyć zarządcę przymusowego, potem biegły musi oszacować wartość Śląska, a ostatecznie klub zostanie zlicytowany”. Ryzyko? Licytację może wygrać każdy, łącznie ze spółką Zygmunta Solorza-Żaka. Poza tym w imieniu miasta do licytacji stanie nowa spółka, WKS Śląsk S.A. i nie ma pewności, że otrzyma licencję na grę w ekstraklasie. Efekt może być więc taki, że Śląsk nowy sezon zacznie od 4. ligi albo jeszcze niżej, choć prezes Dolnośląskiego ZPN, Andrzej Padewski, zapewnia na łamach tvn24.pl: - Nowy podmiot dopełnił już wszelkich formalności związanych z członkostwem w PZPN (...) Nic nie stoi na przeszkodzie, aby stał się on pełnoprawnym uczestnikiem rozgrywek ekstraklasy.

Jak spółka Solorza-Żaka zareagowała na działania miasta? Powołała drugiego członka zarządu i złożyła w sądzie wniosek o upadłość. Jacek Masiota, prawnik reprezentujący drugą stronę, czyli miasto Wrocław, tłumaczy na łamach tygodnika „Piłka Nożna”, że we wniosku dostrzegł błędy formalne. Zdaniem Masioty wniosek zostanie odrzucony i został złożony tylko po to, by zyskać na czasie. – (…) Gdyby jednak dokument został uznany, klub ulegnie likwidacji - tłumaczy Masiota w „PN”.  Miasto Wrocław z kolei powołało nowego prezesa klubu - Krzysztof Hołub zastąpił Piotra Waśniewskiego, do którego, podobno, miasto nie miało pełni zaufania.

Kapitan Śląska, Sebastian Mila, zapewnia na twitterze, że zespół będzie gotowy do najbliższego meczu i do wszystkich kolejnych. Cóż jednak z tego, skoro pewnego dnia może się okazać, że wynik na boisku okryje się cieniem walki głównych udziałowców. Wtedy i Sebastian Mila, i każdy inny piłkarz zespołu, będzie zmuszony wykrzyknąć „pobite gary!”, a zespoły ekstraklasy zasili cały zaciąg graczy Śląska, tak jak niedawno stało się z piłkarzami Polonii Warszawa.


Odpowiedzialny biznes

Zabieram zabawki do innej piaskownicy

Jarosław Konczak Jarosław Konczak
23 września 2013
Zabieram zabawki do innej piaskownicy

Kiedyś poszkodowane w zabawie dziecko mówiło, że zabiera zabawki i idzie do innej piaskownicy.  Teraz klub żużlowy Unibax Toruń też się obraził, że jego mecz nie został przełożony i zabrał swoje zabawki z zielonogórskiej "piaskownicy". I tak jak dziecko pewnie sie przeniesie do innej piaskownicy, z tym, że będzie to pierwszo- lub drugoligowa "piaskownica", a zamiast na lizaka od taty, dostanie pewnie z parę milionów kary od sposnorów, telewizji i Polskiego Związku Motorowego

Tomasz Gollob odniósł groźną kontuzję podczas Grand Prix w Sztokholmie. Nie mógł więc wystąpić podczas spotkania i to nie byle jakiego po o mistrzostwo kraju, w Zielonej Górze, gdzie miejscowy Falubaz podejmował Unibax z Torunia (klub Tomka). A skoro nie mógł to władze Unibaxu podęły bezprecedensową decyzję, że ich zawodnicy nie wyjadą na tor (mimo, że tajemnicą poliszynela jest, że sami zawodnicy mimo, że osłabieni chcieli jechać). W ten sposób Unibax stracił nie tylko złoty medal (walkower) i z pewnoscią sporo pieniędzy od telewizji, sponsorów, ale także szacunek zarówno swoich, jak i wszystkich kibiców żużla, a pewnie również szacunek nawet swoich zawodników, którzy chcieli jechać w Zielonej Górze.

Teraz Unibax czekają kary finansowe niemal z każdej strony, a być może też degradacja, lub inne kary sportowe. Sytuacja bez precedensu, a więc też środki, jakie zostaną podjęte też mogą nie mieć w Ekstralidze precedensu. Raczej nikt władz klubu z Torunia żałować nie będzie. Szkoda jedynie zawodników i kibiców, którzy tłumnie zjechali na mecz do Zielonej Góry.

Scroll to Top