Coś mi się zdaje, że Mark Zuckerberg, założyciel Facebooka, kiepsko będzie wspominał ostatnich kilka tygodni. Teoretycznie powinien mieć olbrzymie powody do radości, bo, jak podała firma, przychody portalu osiągnęły w zeszłym roku zawrotny poziom 800 mln. USD, ale ilość ciemnych chmur, które gromadzą się nad jego głową, na pewno skutecznie gasi entuzjazm.
Po pierwsze wygląda na to, że film, kręcony przez Davida Finchera (to on zrealizował "Podziemny krąg" i "Siedem", a ostatnio "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"), a opowiadający o początkach Facebooka, dojdzie do skutku. Jego premiera planowana jest na październik, ale już kilka dni temu twórcy pokazali pierwszy plakat i stronę www projektu. "The social network" raczej nie przysporzy Zuckerbergowi przyjaciół, ma bowiem przedstawiać historię, zgodnie z którą najmłodszy miliarder świata rozpoczął swoją działalność od oszukania przyjaciół. Prawda to, czy nie ciężko orzec, ale film, w którym grać będzie m.in. Justin Timberlake na pewno przyciągnie do kin sporą publiczność. Może nie aż 450 mln (w tej chwili FB notuje taką ilość użytkowników), ale na pewno wystarczająco dużą, żeby nie było się z czego cieszyć.
Do tego dochodzi sprawa dużo gorsza. Jak podaje Dziennik Internautów prokurator generalny Pakistanu oskarżył Zuckerberga o bluźnierstwo. Chodzi o facebookową akcję, która w maju doprowadziła do blokady portalu na pakistańskich serwerach, a której istotą było wezwanie użytkowników do rysowania Mahometa. Według pakistańskiego prawa jest to jedno z najcięższych przestępstw, jakich można się dopuścić. Wygląda na to, że cała sytuacja nie jest tylko żartem, bo prokurator zwrócił się już z wnioskiem do pakistańskiej policji, aby podjęła w tym zakresie współpracę z Interpolem. Biorąc pod uwagę, że pakistański kodeks karny przewiduje za bluźnierstwo karę śmierci, Zuckerberg stanowczo nie ma powodów do radości.
Kto wie, czy te wydarzenia nie zwiastują początków końca amerykańskiego giganta? Jak pokazało ostatnich kilkanaście lat, to co w sieci szybko urosło, równie szybko potrafi też upaść. Czy ktoś z Was pamięta jeszcze, jaką siłę miały takie marki jak AOL, Yahoo albo Lycos? Czy ten sam los czeka Facebooka?