Są w Warszawie takie dwie knajpki Szpilka i Szpulka - kiedyś (może i teraz) były modne, nawet bardzo modne i jak ktoś z "warszawki" chciał by go zauważono wpadał tam na śniadanko, kawkę, obiadek, drinka i czekał, aż go ktoś zauważy. Widziałem tam kiedyś dwie najsmutniejsze twarze - wówczas były to na świeżo dwie uczestniczki pierwszego Big Brothera, które parę miesięcy po zakończeniu programu dalej w tej Szpilce i Szpulce wyciągały szyje, piły soczki przez słomkę, nerwowo się rozglądając - czy ktoś je zauważy, podejdzie, o autograf poprosi. I coraz smutniejsze oczy rejestrowały przechodniów i gości, którzy nie pamietali, nie widzieli, albo widzieli, ale nie podchodzili, nie podziwiali i nie prosili o autografy. Zapomniane i nie chciane samozwańcze gwiazdki....
Samozwańczy i przez większość niechciany, choć nie dający o sobie zapomnieć jest Andrzej Bobo Bobowski, samozwańczy "Król Kibiców", który od kilkudziesięciu lat pokazuje się na stadionach piłkarskich, a teraz próbuje podbić Facebook (na razie z umiarkowanym skutkiem). Król do skromnych nie należy i z pewnością mógłby kandydować do korony w kategorii "samochwała". Prezentuje się jako najwierniejszy kibic. Z tymi, którzy są pierwszy raz na stadionie i wszystko jest atrakcją robi sobie zdjęcia. Pojawia się bez zaproszenia lub z zaproszeniem na galach i generalnie kręci się tam gdzie kręci się piłka nożna.
Widziałem go dziesiątki razy i gdy patrzyłem na niego z bliska zawsze przypominały mi się te oczy ze Szpilki i Szpulki, smutne oczy świadczące o samotności "Króla", którego nikt nie poważa, nikt nie słucha, nikt nie podziwia i który stoi sam w koronie, płaszczu, szalu i gdy je zdejmie pozostaje nierozumianym, nierozpoznawalnym starszym panem.
I to zawsze jest dla mnie smutne