Przez kilka tygodni wspólnie pisaliśmy historię dwóch przyjaciół "Brzdąca" i Piegowatego, którzy chcieli zobaczyć Ufo. Każdy z Was miał szansę, żeby po swojemu poprowadzić tę historię. I kilku z Was skorzystało. Dziś przyszedł czas na koniec. Wszystkim, którzy dopisywali swoje wersje i tym, którzy dopingowali nas do pisania dziękuję. Poniżej ostatni już fragment.
Nic się nie układało tak, jak sobie zaplanował. I to w kontekście, że szedł zobaczyć Ufo nie było jeszcze takie dziwne. Jakby nie patrzeć wszystko się skomplikowało. Został sam. W uszach dudniła mu jeszcze niedawna rozmowa z kumplem. W kieszeni znalazł ulubioną od lat krówkę. Zawsze wkładał ją do kieszeni, gdy wiedział, że czeka go coś ekscytującego. To rozumiał, ale kompletnie nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego w drugiej kieszeni znalazł trzy rowerowe wentyle. No i ten strój. Cały na biało. Ej. Na biało? Kompletnie nie mógł tego ogarnąć. No jakieś sztywne te ciuchy. Nie rozumiał też, dlaczego wszystko, co widzi też jest tego samego koloru. No może nie dokładnie aż takie białe, ale zawsze. I skąd obok niego nagle pojawił się „Brzdąc”. Przecież jeszcze chwilę temu się rozstali. Za dużo tych pytań, a za mało odpowiedzi. Chciał więc znaleźć odpowiedzi przynajmniej na kilka z nich. Chciał i z tym postanowieniem tak został. I znowu nie wiedział, dlaczego nie mógł się podnieść. Po chwili już wiedział. Wszystko przez biały sztywny kombinezon, w który był ubrany. A ściślej mówiąc był w niego opakowany. Gips. Leżał zamknięty w gipsowej skorupie. Znalazł więc jedną odpowiedź, ale od razu pojawiły się kolejne pytania. Odpowiedź na nie przyszła po kwadransie. Do sali, w której leżał wszedł siwy mężczyzna w białym kitlu. Stanisław Gruda – przeczytał plakietkę przyczepioną do kieszeni fartucha. Lekarz Stanisław Gruda. Rozsypane puzzle tej historii zaczęły układać mu się w całość. Szpital – zapytał sam siebie. Ale jak?
- Jak się Pan dziś czuje – zapytał doktor Gruda.
- Dziś, czyli jak długo tu już jestem? – zapytał lekarza.
- Drugi tydzień – usłyszał w odpowiedzi.
Trochę wahał się zanim zadał kolejne pytanie, ale tym razem ciekawość wygrała ten konkurs.
- A trafiłem tu, ponieważ? – brzmiało to pytanie.
- Lekarz usiadł na obrotowym stołku.
- Ponieważ razem z kumplem uznaliście, że zjazd rowerem z Kasprowego jest świetnym pomysłem na weekend. Może i jest, ale w nocy i to jeszcze po deszczu?
No rzeczywiście. Najrozsądniejsze to nie było – pomyślał „Piegowaty” i od razu zapytał o „Brzdąca”.
- A kolega to miał więcej szczęścia. Już od kilku dni chodzi. Wczoraj nawet poszedł ze mną na obchód. Nie bardzo rozumiałem, dlaczego Pan krzyczał za nim, że zwariował – odparł lekarz.
- Bo on chciał, żebym z nim poszedł zobaczyć Ufo – co prawda chwilę się zawahał, ale wykrztusił to z siebie.
Lekarz się uśmiechnął. Od lat tak nazywano szpitalny basen, w którym można było popływać.
- A mówiłem, że jak będzie w kształcie latającego spodka, na pewno tak będą na niego mówić – pomyślał.
- To jak. Chce Pan nadal zobaczyć Ufo? – zapytał lekarz.