Bezpieczeństwo

Rodzicu, czy wiesz, co Twoje dziecko robi z telefonem?

Michał Rosiak Michał Rosiak
24 stycznia 2013
Rodzicu, czy wiesz, co Twoje dziecko robi z telefonem?

Kiedyś było łatwiej - dziecko przychodziło ze szkoły, miało swoje godziny dostępu do jedynego komputera w domu, a o internecie jeszcze nikt nie myślał. Minęło 20 lat - i teraz raczej... boimy się pomyśleć, co wyczyniają w sieci na swoich telefonach komórkowych.

Pornografia, przemoc, sexting, płatne serwisy - to tylko niektóre z zagrożeń, przed którymi stają dzieci i nastolatkowie, korzystający z mobilnej sieci. Bagatelizowanie ich byłoby olbrzymią pomyłką. Dla młodego człowieka długotrwałe obcowanie z takimi treściami może skończyć się poważnymi problemami psychicznymi, zaś presja rówieśnicza po jednym niefortunnym zdjęciu, czy MMSie niejednokrotnie prowadziła nawet do samobójstw.

Dlatego też rozwiązania kontroli rodzicielskiej (parental control), nieobce użytkownikom komputerów stacjonarnych, stają się coraz popularniejsze w przypadku telefonów komórkowych. W końcu przecież dzisiejsze smartfony dysponują nierzadko większą mocą obliczeniową, niż komputery nawet sprzed kilku lat i tak też trzeba je traktować. Użytkownika można kontrolować na różne sposoby: m.in. blokować dostęp do stron o konkretnej tematyce (np. pornografia i przemoc), przydzielać dostęp do całego internetu, bądź do jego części w konkretnych dniach i godzinach a nawet nie dopuszczać na telefon wiadomości tekstowych zawierających konkretne słowa, czy zwroty, wszystko przedstawiając administratorowi (w założeniu rodzicowi) w formie raportów.

Tego typu rozwiązania w postaci aplikacji mobilnych proponuje przynajmniej kilku producentów, tym niemniej przyszłość należy do zabezpieczeń na poziomie sieci. Operator, za mniejszą lub większą – w zależności od funkcjonalności – opłatą zapewnia ochronę niezależnie od urządzenia, dzięki czemu może nią objąć nie tylko smartfony, ale też coraz popularniejsze telewizory, podłączane do internetu, konsole do gier, czy wreszcie również stacjonarne komputery. Wszystko dzieje się – mówiąc w uproszczeniu – między telefonem i siecią operatora, nie obciążając mocy obliczeniowej telefonu. Co równie ważne, żadne działania na telefonie Nawet, gdy młody przeciwnik kontroli poprosi o pomoc starszego, bardziej świadomego technicznie brata, czy kolegę, ten nie zdoła usunąć zabezpieczeń niezależnych od telefonu.

A że do złudzenia przypomina to Wielkiego Brata, nie spuszczającego oka z inwigilowanego? Kocham moich synów, ufam im, ale kiedy będę musiał zrobić kolejny krok i kupić im pierwsze komórki, instalacja parental będzie tak oczywista i niezbędna jak włożenie do nich (komórek, nie dzieci) baterii. Będę spać spokojniej. A Młody przeżyje, jeden i drugi.

Rysunek/Image: Zazzle.co.uk


Odpowiedzialny biznes

Lipdub – konkurs rozstrzygnięty

Wojtek Jabczyński Wojtek Jabczyński
24 stycznia 2013
Lipdub – konkurs rozstrzygnięty

Muszę się przyznać, że z wielką przyjemnością wraz z kolegami z PR-owego jury, poświęciliśmy trochę czasu, aby obejrzeć podesłane przez Was lipdub`y. Inwencja niektórych producentów jest niedościgniona, a filmów wyszukaliście naprawdę sporo. Nie byliśmy zgodni w werdykcie, dlatego zwyczajnie zwiększyliśmy listę wyróżnionych do czterech. Myślę, że nie będzie na nas źli. Niespodzianki z szafy rzecznika przytulają: Joasia, skipper, Krzysiek i Tomek. Dziękuję i proszę o kontakt e-mailowy z podaniem adresów, na jaki wysłać gadżety. A jak ktoś ma chwilę, to zachęcam do obejrzenia, naszym zdaniem najlepszych lipdub`ów.

 

 


Odpowiedzialny biznes

Jeden na jednego: Mourinho niszczy Real?

Tomasz Sulewski Tomasz Sulewski
24 stycznia 2013
Jeden na jednego: Mourinho niszczy Real?

Chwyty Mourinho a'la Ferguson

Nie jestem wielkim fanem Jose Mourinho, choć przyznaję - jego dotychczasowe osiągnięcia trenerskie robią na mnie dużo większe wrażenie, niż to, czego w Barcelonie dokonał Pep Guardiola. Sukcesy Hiszpana są tajemnicą poliszynela, sprowadzają się do - ni mniej, ni więcej - trzech nazwisk: Messi, Xavi, Iniesta. Legendarny trener Bill Shankly zwykł mawiać, że drużyna piłkarska jest jak fortepian: trzech gra, ośmiu niesie. Jak nic - Barcelona.

Swoją klasę Mister będzie udowadniał dopiero w Bayernie Monachium, Mourinho ma już taki sprawdzian za sobą. To, że sukcesy ze słabiutkim Porto - w tym zwłaszcza wygranie Ligi Mistrzów - nie były przypadkiem potwierdził wywalczeniem, po pięćdziesięciu latach, mistrzostwa Anglii z Chelsea. Z Interem znów cieszył się z prymatu w Champions League, a Realowi pomógł w odzyskaniu po osiemnastu latach Pucharu Hiszpanii, oraz w wywalczeniu mistrzostwa w ubiegłym sezonie.

Ktoś powie: bajka się skończyła, czas Mourinho dobiegł końca. Być może - jeśli spojrzeć tylko na medialne doniesienia i układ tabeli - piętnaście oczek za Blaugraną. Ale ten, kto zna zapach szatni i wie, co siedzi w głowach piłkarzy, zwłaszcza takich jak Ronaldo czy Casillas, kiedy nie są w stanie złapać kontaktu z odwiecznym rywalem, powinien spojrzeć na sprawę nieco inaczej.

Trener, jak wielokrotnie przekonywał Alex Ferguson, to przede wszystkim doskonały aktor i psycholog. Jeśli pierwszym zdaniem, jakie Szkot wypowiedział po przyjściu na Old Trafford w 1986 roku było pytanie: „czy piłkarze mają problem z alkoholem?”, to nie po to, by dowiedzieć się tego jak najszybciej, ale po to, by pokazać, jak duże ma to dla niego znaczenie i jak zaciekle będzie z tym problemem walczył.

Podobnych chwytów Portugalczyk próbował już w Madrycie wielokrotnie. Ostatnio szerokim echem odbiło się posłanie na ławę legendy Santiago Bernabeu – Ikera Casillasa. Mourinho swój cel osiągnął w chwili, gdy Casillas publicznie oświadczył, że „musi więcej pracować, by pokazać trenerowi, że się pomylił”. I pokazał. Jeśli w poprzednich meczach Hiszpan pracował na poziomie Primera Division, to w spotkaniu z Valencią bronił już na poziomie Ikera Casillasa.

Inny zabieg Portugalczyk wykonał w trakcie meczu z Celtą Vigo, kiedy to po faulu na Cristiano Ronaldo wściekły cisnął piłką obok głowy jednego z członków sztabu Królewskich. Całą sytuację nagrały kamery telewizyjne, co tym bardziej ucieszyło Mou. Trener Realu pokazał całemu światu, że murem stoi za zespołem i nie pozwoli, by rywale bez pardonu równali z trawą jego piłkarzy, nawet jeśli poza boiskiem sam ma ochotę któregoś z nich sprowadzić do parteru.

Gra na emocjach i ściąganie presji z piłkarzy to dziedziny, w których Ferguson i Mourinho są do siebie najbardziej podobni. Może właśnie dlatego tak mocno przypadli sobie do gustu. Do dziś - od spotkania w szatni, a później w biurze Fergusona, po wygranej FC Porto na Old Trafford w 2004 roku - obaj panowie po każdym meczu wymieniają się butelkami najlepszego, ich zdaniem, czerwonego wina.

Ta tradycja upadnie zapewne dopiero wtedy, gdy SAF postanowi przejść na emeryturę, a jego następcą zostanie Mourinho. Konia z rzędem temu, kto zgadnie, kiedy to się stanie - w końcu Fergie już nie raz (ostatnio w styczniu) zapowiadał, że „za dwa, trzy lata” Czerwone Diabły będą musiały radzić sobie bez niego. Może więc w 2016 roku? Równo dwadzieścia lat po pierwszym spotkaniu Fergusona z Mourinho, kiedy to Portugalczyk był tłumaczem Bobby’ego Robsona w Barcelonie, a Ferguson negocjował transfer Jordiego Cruyffa.

Tomasz Sobczyk

Mourinho na wylocie z Madrytu

Jose Mourinho znalazł się na najostrzejszym zakręcie w swojej karierze. Barcelona odjechała Realowi na piętnaście punktów (na półmetku ligi było ich nawet 18), a Portugalczykowi zaczęły puszczać nerwy. I to solidnie.

Mourinho kompletnie się pogubił, stracił kontrolę nad zespołem i swoim zachowaniem. Zaczął publicznie krytykować swoich piłkarzy, wcześniej mu się to nie zdarzało, i co najważniejsze, podniósł rękę na Ikera Casillasa, którego odsunął od pierwszego składu.

Tak na marginesie, ciekawe co wydarzyłoby się w Madrycie, gdyby na ławce wylądował Cristiano Ronaldo? Aż strach pomyśleć. CR7 na pewno postraszyłby odejściem z klubu, a atmosfera w szatni Realu byłaby bardzo gęsta. Casillas decyzję trenera przyjął bez mrugnięcia okiem i nie wszczął awantury.

Wróćmy jednak do tematu. Ostatnie wydarzenia wokół klubu nie mogły przypaść do gustu kibicom Realu. I nie przypadły. W sondzie hiszpańskiej „Marki” aż 82% fanów opowiedziało się za odejściem Mourinho! Tylko czekać jak na Santiago Bernabeu zaczną powiewać białe chusteczki.

Czas Portugalczyka w Madrycie dobiega końca. Wszyscy zaczynają go mieć po prostu dość. I nie ma się co dziwić, bo Mourinho to arogant pełną gębą. Na dodatek z uporem maniaka psujący wizerunek „Królewskich”.

Przejdźmy jednak do konkretów. W Primera Division jest już pozamiatane – Real nie ma żadnych szans, żeby dogonić Barcelonę (efektowne zwycięstwo „Królewskich” na Estadio Mestalla niczego tu nie zmienia). By uratować sezon Mourinho musiałby wygrać Ligę Mistrzów i sięgnąć po Puchar Króla. A to nie będzie takie proste.

Jeśli w tym sezonie „Królewscy” nie zdobędą żadnego trofeum (zakładam taki scenariusz, no może na otarcie łez sięgną po Puchar Króla), Mourinho wyleci z Madrytu z ogromnym hukiem.

Co zrobi Portugalczyk po rozstaniu z Realem? Zapewne będzie szukać szczęścia w Anglii, albo skusi się na petrodolary w PSG. Mou od dłuższego czasu wymieniany jest wśród potencjalnych następców Sir Alexa Fergusona w Man Utd.

Ta opcja wchodzi w grę, ale włodarze „Czerwonych Diabłów” powinni tysiąc razy (nie żartuję) zastanowić się zanim podpiszą kontrakt z „The Special One”. Jeśli chcą mieć w klubie zakochanego w sobie z wzajemnością trenera, który nie szanuje ani przeciwników, ani sędziów i co rusz knuje różnego rodzaju teorie spiskowe, to proszę bardzo. Ja bym jednak nie ryzykował.

Jedno nie ulega wątpliwości - Mourinho z Hiszpanii wyjedzie z podkulonym ogonem i z kompleksem. Wiecie, jak się nazywa jego kompleks? FC Barcelona. Przed prawie trzy lata pracy w Madrycie nie udało mu się go zwalczyć.

Wprawdzie Mourinho zdobył przed rokiem mistrzostwo Hiszpanii, ale mam wrażenie, ze Fiorentino Perez i fani Realu oczekiwali po Portugalczyku znacznie więcej. Mou dał Realowi jedno mistrzostwo, Puchar Króla i Superpuchar Hiszpanii, ale zabrał znacznie więcej.

Real nie gra już pięknej piłki, a na dodatek na angażu z Mourinho ucierpiał wizerunek klubu. Gra była warta świeczki? Kibice „Królewskich” już odpowiedzieli na to pytanie.

Krzysztof Smajek

Scroll to Top