Odpowiedzialny biznes

Smutek króla

Jarosław Konczak Jarosław Konczak
01 lutego 2011
Smutek króla

Są w Warszawie takie dwie knajpki Szpilka i Szpulka - kiedyś (może i teraz) były modne, nawet bardzo modne i jak ktoś z "warszawki" chciał by go zauważono wpadał tam na śniadanko, kawkę, obiadek, drinka i czekał, aż go ktoś zauważy. Widziałem tam kiedyś dwie najsmutniejsze twarze - wówczas były to na świeżo dwie uczestniczki pierwszego Big Brothera, które parę miesięcy po zakończeniu programu dalej w tej Szpilce i Szpulce wyciągały szyje, piły soczki przez słomkę, nerwowo się rozglądając - czy ktoś je zauważy, podejdzie, o autograf poprosi. I coraz smutniejsze oczy rejestrowały przechodniów i gości, którzy nie pamietali, nie widzieli, albo widzieli, ale nie podchodzili, nie podziwiali i nie prosili o autografy. Zapomniane i nie chciane samozwańcze gwiazdki....

Samozwańczy i przez większość niechciany, choć nie dający o sobie zapomnieć jest Andrzej Bobo Bobowski, samozwańczy "Król Kibiców", który od kilkudziesięciu lat pokazuje się na stadionach piłkarskich, a teraz próbuje podbić Facebook (na razie z umiarkowanym skutkiem). Król do skromnych nie należy i z pewnością mógłby kandydować do korony w kategorii "samochwała". Prezentuje się jako najwierniejszy kibic. Z tymi, którzy są pierwszy raz na stadionie i wszystko jest  atrakcją robi sobie zdjęcia. Pojawia się bez zaproszenia lub z zaproszeniem na galach i generalnie kręci się tam gdzie kręci się piłka nożna.

Widziałem go dziesiątki razy i gdy patrzyłem na niego z bliska zawsze przypominały mi się te oczy ze Szpilki i Szpulki, smutne oczy świadczące o samotności "Króla", którego nikt nie poważa, nikt nie słucha, nikt nie podziwia i który stoi sam w koronie, płaszczu, szalu i gdy je zdejmie pozostaje nierozumianym, nierozpoznawalnym starszym panem.

I to zawsze jest dla mnie smutne


Odpowiedzialny biznes

To nie są frędzle na czapce Małysza

Michał Rosiak Michał Rosiak
31 stycznia 2011
To nie są frędzle na czapce Małysza

Zanosi się na to, że Kamil Stoch zaczął siebie - i kibiców - przyzwyczajać do miejsc w czołówce Pucharu Świata, a i pozostali Polacy coraz systematyczniej wzbogacają swoje pucharowe konta o kolejne punkty. Jeszcze niedawno poważnie obawiałem się, że po zakończeniu kariery przez Adama Małysza skoki narciarskie wrócą w naszym kraju na sportowy margines, a tymczasem rosną nadzieje przed mistrzostwami świata w Oslo.

Jak Małysz skoczy w Zakopanem? Czy Małysz zbliży się do Morgensterna? Czy niesamowity doping zakopiańskiej publiczności doda skrzydeł Adamowi? Medialne tytuły przed konkursami na Wielkiej Krokwi skupiały się niemal w stu procentach wokół "Orła z Wisły", a tu nagle okazało się, że - to nie moje określenie, ale ładne - upadł król, niech żyje król. W miniony weekend okazało się, że na razie mamy nie tylko dwuwładzę, ale przede wszystkim - nie do wiary - realne szanse walki o medal nadchodzących mistrzostw świata w dru-ży-nie!

A jeszcze niedawno, gdyby wierzyć mediom, wydawało się, że mimo iż w biało-czerwonych barwach skacze wielu "młodych zdolnych", a wszystko miało być piękne, skończy się jak zawsze. Gdy kadrę prowadził Heinz Kuttin, dziennikarze potrafili mówić o nim jako o "trenerze Adama Małysza" (sic!), młodzież latała mocno chimerycznie, występami "grupy pościgowej" z liderem Stochem interesowano się w zasadzie tylko w przypadku konkursów drużynowych. Łukasza Kruczka odsądzano od czci i wiary, ironicznie komentując fakt, iż Małysz przeniósł się pod indywidualną opiekę Hannu Lepistoe. Ogólnie rzecz ujmując warunki nie najlepiej sprzyjające rozwojowi.

Tym milej było przyglądać się występom Polaków w Willingen. Małysz i Stoch na równym wysokim poziomie, goniący ich Hula i jeszcze chimeryczny, ale coraz częściej latający daleko Żyła - czy to jest drużyna na medal MŚ? Oceniając po liczbie skoczków w "10" Pucharu Świata to nawet na srebrny - po raz pierwszy od niepamiętnych czasów mamy wśród najlepszych dwójkę skoczków, a z czwórką biją nas tylko bezkonkurencyjni Austriacy. Jedno jest pewne - wolałbym, żeby nikt nic nie mówił o medalowych nadziejach, bo wtedy - jak pokazuje przykład piłkarzy ręcznych - wszystko źle sie kończy. A najlepiej w ogóle dać chłopakom spokój. Jakoś sobie radzili, gdy przez te wszystkie lata traktowano ich jak ozdobniki Małysza, niczym frędzle na jego czapce, to teraz też sobie poradzą. A tym, którzy postawili na nich kreskę, będzie głupio.


Odpowiedzialny biznes

uTalentowani – konkurs

Marek Wajda Marek Wajda
31 stycznia 2011
uTalentowani – konkurs

Jak pracownik może zostać menedżerem w Grupie TP? Niestety nie napiszę, że to proste. Ale przynajmniej możliwe ; ) Poszukiwane są osoby, które wyróżniają się potencjałem menedżerskim. Kandydaci przechodzą wieloetapowy i długi proces selekcji. W ub. piątek do grona Talentów GTP dołączyło kolejne 48 osób.

Jednym  z tegorocznych laureatów jest znany Wam doskonale z bloga sportowego Jarek Kończak. – „Łatwo nie było, bo na przestrzeni kilku miesięcy, trzeba było przejść siedem etapów. Rozmowy z HR, testy z angielskiego, sporo zadań do rozwiązania on-line. To raczej nikogo nie zdziwi, że skala trudności rosła z etapu na etap. Na końcu była całodniowa - finałowa sesja, gdzie wiadomo było, że tylko część z nas odpadnie choć sukces jest blisko. Przez kilka godzin wcielałem się raz w jakiegoś szefa od kas fiskalnych, później meblowałem sklepy odzieżowe, produkowałem zabawki, rozwiązywałem problem z krnąbrną jednostka wojskową czy też zakładałem portal medyczny - czyli rzeczy, które ja, jak pewnie wielu innych startujących w tym etapie nigdy nie robiło - więc żadnych wzorów nie mieliśmy. A wszystko to przy bardzo ograniczonym czasie pod okiem kilku osób, które oceniały każde słowo, sposób zachowania, dobór argumentów, odporność na stres, czy reakcje na stale zmieniającą się sytuację. To taka trochę mała matura, tyle, że biznesowa” – wspomina Jarek.

Gościem specjalnym gali była Martyna Wojciechowska, która opowiadała o swojej pracy, podróżach i wyzwaniach. – "Ludzie rodzą się z talentem. Czasami nie jesteśmy w stanie dostrzec swojego talentu albo rozwijamy się w innej dziedzinie. Trzeba jednak nad nim pracować, bo inaczej jest bezużyteczny" – stwierdziła Martyna. – "Trzeba wyznaczać sobie dalekosiężne cele, nie ograniczać się. Nie wiemy gdzie jest granica naszych możliwości. Ważne jest by droga do celu sprawiała nam radość, tak samo jak i codzienna praca".

Gdybyście mogli wybrać jeden talent, z którym chcielibyście się urodzić, co wybralibyście i dlaczego? Na autora najciekawszego komentarza opublikowanego do końca tygodnia czeka książka Martyny wraz z jej autografem!

Scroll to Top