Media poinformowały kilka godzin temu o planowanej na jutro, tj. 12. stycznia, publikacji, m.in. w internecie, raportu MAK o katastrofie smoleńskiej. Do sieciowych przestępców ta informacja też zapewne dotarła, więc zanim klikniecie w środowe przedpołudnie jakiś link, zastanówcie się, czy na pewno prowadzi w bezpieczne miejsce.
Pamiętam sytuację po publikacji zapisów czarnych skrzynek, gdy czołowe polskie serwisy newsowe przeżyły trwający nawet kilkadziesiąt minut niezamierzony atak DDoS, gdy wszyscy rzucili się do ściągania związanych ze sprawą plików. Siłą rzeczy niektórzy zdecydowali się wybrać alternatywne źródła, dając tym samym pole do popisu twórcom złośliwego oprogramowania (malware). A tym wystarczyło odpowiednio spozycjonować swoje strony, bądź wrzucić odpowiednio dużo zarażonych plików PDF, by przynajmniej pewna część nieświadomych internautów padła ofiarą ataku. Najpopularniejszy od lat czytnik pdf’ów Adobe Reader od dawna cieszy się niechlubną opinią jednej z najbardziej dziurawych aplikacji, a zaimplementowany w najnowszej wersji mechanizm „piaskownicy” cierpi jeszcze na choroby wieku dziecięcego i nie zablokuje wszystkich możliwych ataków. Ciekawy przykład tego, co może zrobić spreparowany plik PDF podaje choćby Niebezpiecznik.
Jeśli więc będziecie odczuwać nieodpartą potrzebę zapoznania się z raportem, sugeruję powstrzymanie się od klikania w dziwne adresy i poczekanie aż „odetkają” się popularne serwisy. Nikt go stamtąd nie zabierze.