Johny Hoogerland to już ikona heroizmu tegorocznego Tour de France. W niedzielę uczestniczył w wypadku, który został spowodowany przez nieumyślnego kierowcę francuskiej telewizji. Wyglądało dramatycznie:
Ale Holender nie poddał się. Z ranami na udach wsiadł na rower i udał się na metę w Saint-Flour. Ba, nie dopuszcza myśli o wycofaniu się. Założono mu... 33 szwy i wyścig dla niego nadal trwa. Wielką motywację stanowi dla Hoogerlanda koszulka najlepszego górala (w czerwone grochy), z którą wiezie się w peletonie. Warto wspomnieć, że w zeszłym roku w tej samej klasyfikacji Hoogerland zdobył podczas wyścigu Tour de Pologne.
Pierwszy tydzień minął pod znakiem (pechowej?) selekcji peletonu. Lista kolarzy, która pożegnała się z "Wielką Pętlą" zajęłaby tu trochę miejsca. Ale to jest wyścig i z takimi zdarzeniami trzeba się liczyć. Mimo wszystko uważam, że jest różnica pomiędzy spowodowaniem kraksy przez kolarza w środku peletonu, a nieszczęśliwego wypadku spowodowanego przez kierowcę z dość małą wyobraźnią.
Kolumna peletonu z wielkim szumem przecinającego powietrza zbliża się do pierwszych przełęczy w Pirenejach. Jutro wzniesienia pokażą pierwszą, prawdziwą selekcję.