Euro, Euro i po Euro. Jednak, jeśli ktoś nie może przeboleć niezapomnianych widoków zielonej, nasyconej trawy, nic trudniejszego, jak tylko z truskawkami i szampanem przenieść się w południowo-zachodnią część Londynu, na korty Wimbledonu, gdzie Agnieszka Radwańska śrubuje swoje rekordy i właśnie awansowała do półfinału.
Pozostając jeszcze przez chwilę przy zakończonych mistrzostwach Europy i tenisowym światku celebrytów, to podczas finału w lożach (nie wiem, czy miał ze sobą truskawki i szampana) siedział hiszpański król tenisa Rafa Nadal, który niespodziewanie odpadł w drugiej rundzie. Tenisista chyba za bardzo żył piłkarską reprezentacją, ale dzięki temu na finał do Kijowa zdążył. Agnieszka od 16 czerwca nie miała tego problemu.
Krakowianka w 2005 roku wygrała juniorski turniej Wimbledonu. Po tym sukcesie stawiano odważne tezy, że teraz czas na najwyższe laury. Dodatkowym katalizatorem był sukces Marii Szarapowej, która w wieku 17 lat wygrała turniej seniorski Wimbledonu. Tyle, że wejście do półfinału któregokolwiek turnieju wielkoszlemowego stało się jakieś odległe. Nerwów zjedzonych na tym fatum, można byłoby liczyć w metrach, niczym trawę wykładaną z rolki.
Półfinał w końcu nadszedł. Rywalka Polce jest dobrze znana. Z pewnością jednak pamięta mecz, który pozbawił jej dalszej gry w US Open. W ostatnich wypowiedziach Agnieszka wspominała o zeszłorocznym rewanżu w Tokio, ale to wszystko trzeba odstawić na bok. Powiadają, że tenis jest sportem statystyk. W ogólnym rozrachunku pojedynków pań jest 2-2. Z tymże teraz to nie jest istotne.
Cieszy niezmiernie forma Agnieszki, biorąc pod uwagę, że w tym roku potocznie mówi się o podwójnie rozgrywanym turnieju Wimbledonu. Już za miesiąc tenisiści odwiedzą Londyn ponownie, tym razem w walce o olimpijskie złoto. Tylko, aby deszczu było mniej i dach kortu centralnego był odkryty. Choć, jak sama Agnieszka przyznała, woli grać przy zamkniętym. I niech tam będzie zamknięty i niech tam zagra w sobotę w wielkim finale.