Zawsze przed rozpoczęciem sezonu biathlonowego kilkakrotnie oglądam chyba najlepszy, mimo, że srebrny bieg Tomasza Sikory z zimowych igrzysk olimpijskich w Turynie.
Jutro Sikora rozpocznie swój osiemnasty sezon w Pucharze Świata. I choć padały różne możliwości (wspominano o zakończeniu kariery) to jednak na szczęście polski biathlonista nie może doczekać się pierwszych startów w Oestersund. I dobrze, to napawa optymizmem. Choć oczywiście nie spodziewajmy się cudów, nie oczekujmy wygranych, jednocześnie pamiętając, że sport jest pełen niespodzianek.
W biathlonowym światku, jak zresztą w każdym sporcie, co jakichś czas następuje zmiana pokoleń. Obok Tomasza Sikory, ze starej gwardii pozostaje choćby król biathlonu, Ole Einar Bjoerndalen, który korony wcale nie na zamiaru oddawać. Bardziej w wypowiedziach, już mniej na biathlonowych trasach wielkiego króla chce zdetronizować Emil Hegle Svendsen. Ale jak to słynne powiedzenie głosi: "gdzie dwu się bije tam trzeci korzysta". I tak na tej batalii zyskuje młodziutki Tarjei Boe. Wszystko to i tak potyczki wewnętrzne, bo sukcesy i tak najczęściej zostają w Norwegii.
Na koniec jeszcze troszkę o Tomaszu Sikorze, bo to sylwetka polskiego sportowca, który nigdy nie lubił blasku wielkich jupiterów. Skromność to jego główna cecha, a jednocześnie determinacja do rywalizacji. Dla Tomasza Sikory biathlon to chyba więcej niż pasja. Dużo w tej dyscyplinie osiągnął, w której występuje 3/4 mojego życia na tym padole. I mimo siwych włosów (Panie Tomku, wcale tego nie wypominam), życzę żeby rywalizował jak najdłużej. Panie Tomaszu, wyrównać oddech i strzelać jak najcelniej.